Nareszcie wiosna, czyli jedna z trzech pór roku, która zazwyczaj nie zaskakuje drogowców. Nadeszła nagle, jakby na przekór słowom noblisty, który niegdyś stwierdził: „A wiosny nima. / Zawsze grudzień.” (Czesław Miłosz, 1948 rok)

Trudno oczywiście mówić tu o jakimkolwiek falstarcie, wręcz przeciwnie, bardziej o opóźnieniu, niemalże takim, jakie jest między polską piłką a ... No właśnie, co by nie wpisać, opóźnienie będzie aż nad wyraz widoczne. Szkoda pastwić się nad kondycją polskiej kopanej, bo „koń, jaki jest, każdy widzi”.

Przewagą wiosny nad ludzkimi zarządzeniami jest to, iż zazwyczaj te drugie działają zgodnie ze starym PRL-owskim dowcipem: „gdy trzeba zbierać żwir lub piasek, to zbiera się plenum”. Co innego owa wiosna, która jak już przyszła, to raz a porządnie. I przyznać należy, że w kilka dni osiągnęła więcej niż niejeden organ decyzyjny.

Ponoć dobra kawa jest dowodem na to, że Bóg istnieje. Natomiast zjawisko zwane „zawieszoną kawą” dla mnie jest dowodem na to, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy potrafią zrobić coś bezinteresownie, tylko po to, aby sprawić komuś obcemu przyjemność.

 Mój dzień zaczyna się po pierwszej kawie

Każdego roku produkuje się około siedmiu milionów ton kawy. Jej wytwarzaniem zajmuje się ponad 25 milionów firm na całym świecie. Na czele światowych producentów tego napoju stoi Brazylia, gdzie aż 5 milionów osób znajduje zatrudnienie przy uprawie tej rośliny.

Pasjonat kawy pije dziennie przeciętnie od 2 do 4 filiżanek. Zaczyna w ten sposób dzień, gdyż wszystko ma o wiele lepszy smak, większy sens i bardziej ciekawszy wymiar właśnie po kawie. W ciągu dnia poprawia ona humor, dodaje energii i pozwala odetchnąć, bo spożywanie kawy jest jak rytuał, podczas którego nikt nie powinien nam przeszkadzać. Natomiast wieczorem kawa to idealny towarzysz do rozmyślań o życiu, o tym, co się wydarzyło i co jeszcze się zdarzy.

Wreszcie jest! Przyszła długo oczekiwana wiosna. I od samego początku wyzwala - chyba w każdym – dzikie pragnienie nicnierobienia, obijania się, wygrzewania się w pierwszych ciepłych promieniach słońca. Niestety, obowiązków nie ubywa… A na przyjemności jak zwykle zostaje za mało czasu. Również i ja nie potrafiłam znaleźć go na tyle, bym zdołała przeczytać wszystkie zalegające na moich półkach książki. Sięgnęłam jedynie po te, które leżały tam najdłużej.

Natrafiłam więc i na taką, którą kupiłam podczas grudniowego(!) spotkania z autorem w Muzeum Gombrowicza. Muzeum organizowało wówczas cykl spotkań, który – w nawiązaniu do twórczości Gombrowiczowskiej - nosił chwytliwą nazwę „Twarze i gęby”. Na jedno z nich został zaproszony Jan Nowicki ze swoją najnowszą pozycją „Mężczyzna i one”, którą pragnę polecić każdemu, kto szuka lekkiej, ale niepozbawionej refleksji lektury.

Więzienie – z czym ono Ci się kojarzy?

Z zamknięciem, wysokimi murami, przemocą, pozbawionymi uczuć ludźmi?

Pewnie właśnie z tym, bo z czym innym? Po obejrzeniu paru filmów amerykańskiej produkcji mamy przed oczyma jedynie taki obraz tego miejsca.

29 marca odbyło się spotkanie uczniów naszej szkoły z grupą więźniów osadzonych w Areszcie Śledczym w Radomiu. Myślę jednak, że równie dobrze mogłabym napisać, że grupa uczniów z naszej szkoły brała udział w wieczorku poetyckim w nieco nietypowym miejscu. Bowiem celem naszego spotkana nie było zwiedzanie aresztu czy usłyszenie wykładu o tym, że musimy żyć tak, aby tutaj nie trafić. To, na czym mieliśmy skupić swoją uwagę to poezja, a dokładnie wydany kilka miesięcy temu tomik wierszy zatytułowany Przypadkiem, którego autorem jest pan Marcin – jeden z osadzonych w areszcie.

Polscy Internauci mają to do siebie, że wszystko, co związane jest z ich dzieciństwem, traktują z szacunkiem i dość sentymentalnie. Wielokrotnie powracają do wspomnień i przeróżnych gadżetów, które tworzyły niepowtarzalny klimat lat spędzonych na podwórku z dzieciakami z osiedla.

Nieodłącznym elementem takich zabaw były też szczególne teksty, które zawsze padały z czyichś ust. A jeśli ich nie słyszałeś, to prawdopodobnie zamiast cieszyć się dzieciństwem, spędzałeś czas na dodatkowych zajęciach, na które zapisali cię zbyt ambitni rodzice.

Ale jak widać, polscy Internauci - jeszcze zanim stali się namiętnymi użytkownikami Internetu – w stu procentach korzystali z wolności i nie tracili czasu przed komputerem. Tuż po przyjściu ze szkoły i zjedzeniu obiadu spotykali się w określonym miejscu i w określonym towarzystwie, do którego oczywiście musiał należeć gość przypominający swoim zachowaniem popularnego z memów Typowego Sebę.