Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam moją grupę podopiecznych, bardzo się przestraszyłam. Przekraczając próg Specjalnego Ośrodka Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych, tak naprawdę nie wiedziałam, co mnie czeka. Myślałam tylko o tym, że słowo wolontariuszka brzmi bardzo fajnie i modnie. W małej pomarańczowej salce czekało pięć dziewczynek z ciężkim upośledzeniem. Nawet nie podniosły na mnie wzroku, ponieważ do ich świadomości docierało niewiele faktów.

 

Nagle podeszła do mnie jedna z nich i chwyciła moją dłoń. Ucieszyłam się i odwzajemniłam uścisk. Wtedy dziewczynka podrapała mnie do krwi. Reszta zajęć przebiegła lepiej niż początek, chociaż nieumyślnie doprowadziłam biedną Agnieszkę do płaczu. Inne wolontariuszki uspokoiły mnie i podopieczną. Okazało się, że nie ma w tym nic dziwnego, jak ktoś krzyczy i macha rękami.

Praca z niepełnosprawnymi nie jest łatwa. Uczy szacunku do innych, do ludzkiego ciała oraz do samego siebie. Podopieczne bywają nadpobudliwe, brutalne i czasami wydzielają nieprzyjemny zapach. Ale mimo wszytko są wspaniałe i piękne. Bardzo się cieszę, że mogłam je wszystkie poznać, bo zmieniły moje życie. Koleżanki z wolontariatu podczas pracy z dziećmi miały łagodne, roześmiane oczy, zarażały się niewinnością i dobrocią od podopiecznych. Po skończonych zajęciach, miałam wrażenie że są innymi osobami, ponieważ często zaczynały siarczyście przeklinać oraz obgadywać innych. Cieszę, że wszystkie mogłyśmy zmienić się choć na chwilę, uszlachetnić i uwrażliwić.

Te małe bezbronne dzieci nauczyły mnie, jakim trzeba być człowiekiem. Pokazały, że wszyscy jesteśmy potrzebni i nikt nie może być przypadkiem. Każda kropla krwi i potu, każdy trud i upokorzenie, wszystko było warte choćby jednego uśmiechu, jaki udało mi się ujrzeć na twarzach dziewczynek.

 

Amelia Pudzianowska, kl. 1E

 

Źródło zdjęcia:

http://foter.com/photo/hand-people-heart/