Kilkanaście dni temu minęła ekscytacja związana z Oscarami. Purpurowe dywany lekko wyblakły. Gwiazdy, gwiazdeczki i… wróciły do swoich luksusowych apartamentów. Teraz możemy więc na spokojnie przejść do oceny filmów, które zostały nagrodzone - słusznie lub nie.

W tym artykule nie będziemy dyskutować na temat pięknych kreacji gwiazd, za to chciałbym wam przybliżyć stronę techniczną Oscarów. Czy ktoś z was słyszał o tym, kto przyznaje te nagrody? Jak się odbywa nominowanie filmów? Oscar to nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej, członków Akademii jest niemal sześć tysięcy, filmy dostają do domu, głosują korespondencyjnie, a czas od grudnia do połowy listopada spędzają na luksusowych bankietach organizowanych przez producentów filmowych. Potem decydują o tym, kto dostanie Oscara. Lecz bycie członkiem Akademii nie gwarantuje miejsca siedzącego podczas gali wręczania nagród. Zaproszenia są losowane, ale sala przygotowana na uroczystość jest na tyle duża, że na ogół wszyscy chętni członkowie Akademii mogą w niej uczestniczyć. Za bycie członkiem Akademii Filmowej nikt nie otrzymuje wynagrodzenia. Co więcej – będąc nim, trzeba uiszczać opłatę członkowską w wysokości stu dolarów rocznie. Amerykańska Akademia Filmowa to organizacja charytatywna, która utrzymuje się ze składek członkowskich oraz sprzedaży praw do emisji ceremonii rozdania Oscarów. W swoich szeregach ma około 5700 osób. Są do niej zapraszani wszyscy nominowani oraz laureaci nagród. Oprócz nominowanych i laureatów, członkiem może zostać każda osoba zasłużona dla przemysłu filmowego, która zdobędzie akceptację komisji zajmującej się jego dziedziną. Bycie członkiem Akademii to prestiż, choć nie dla wszystkich. Pomimo członkostwa, w związku z otrzymaniem Oscara za całokształt twórczości w 2000 roku, w jej działalność zupełnie nie angażuje się Andrzej Wajda.

Jakie jeszcze korzyści daje członkostwo w tym luksusowym klubie? Sezon Oscarowy to impreza za imprezą. Członkowie Akademii oglądają filmy na specjalnie organizowanych dla nich pokazach w Los Angeles i w Nowym Yorku. To nie Akademia jest odpowiedzialna za organizację tych pokazów, lecz producenci filmowi. Przed zeszłoroczną ceremonią wręczenia nagród producenci filmu Social Network urządzili jedenastogodzinną imprezę w jednym z najdroższych i najmodniejszych klubów w Hollywood - Spago. Zaproszeni byli głównie członkowie Akademii (przybliżony koszt tej imprezy to około dwóch milionów dolarów). Jedną z największych imprez promujących film Jak zostać królem urządziła Adrianna Huffington w swoim domu w L.A. Na imprezie bawiła się cała ekipa filmowa, mnóstwo gości, w tym członkowie Akademii. W 2001 roku producenci filmu "Drive!" z Ryanem Goslingiem urządzili kilkanaście imprez promujących film. Jedną z nich było przyjęcie w Andaz Hotel w West Hollywood z udziałem większości twórców filmu. Zaproszonych było kilkuset gości, w tym członkowie Akademii Filmowej i dziennikarze czołowych pism, takich jak Rolling Stone czy Los Angeles Times. Sponsorem imprezy była rosyjska Standard Vodka. Ile kosztowała organizacja – trudno powiedzieć, ale jedzenie i prezenty, które dostał każdy gość do tanich nie należały. A to tylko nieliczne przykłady. Promocja filmu to także wyszukane gadżety podrzucane do skrzynek pocztowych członków Akademii czy chwytające za serce listy polecające konkretnych aktorów.

Ten sposób promocji filmów i wpływania na wybory członków Akademii kształtuje negatywny wizerunek całej imprezy. Od kilku lat przyznawanie nagród cieszyło się coraz mniejszym powodzeniem, a każdej kolejnej gali zarzucano przewidywalność. Statuetki zdobywały najbardziej kasowe produkcje, na których promocje przeznaczane były największe budżety. „Oscary to nagrody marketingowe, a elementem marketingu jest promocja, która ma wypromować produkty. Nie dzieła filmowe, a właśnie produkty i to głównie przemysłu amerykańskiego” – mówi Tomasz Raczek. Dlatego nagradzane są produkcje zachowawcze, takie, do których ludzie są już przyzwyczajeni. Oscary niestety są już chyba tylko imprezą, która zamiast na sztuce, skupia się na możliwości pokazania się, bo na tym się zarabia. Na Oscarach zarabiają nie tylko filmowcy, ale przecież także przemysł odzieżowy.

Jeśli chodzi jednak o tegoroczne Oscary, to mam więcej złego niż dobrego do powiedzenia. Zacznijmy jednak od rzeczy dobrych. Uważam, że w pełni zasłużonego Oscara, jako jednego z nielicznych, dostał animowany film krótkometrażowy pod tytułem Paperman. Naprawdę ciekawy pomysł oraz dobre wykonanie, choć sama tematyka dość banalna. Aczkolwiek nie może się równać z naszym oscarowym animowanym filmem krótkometrażowym pt. Tango z 1994 w reżyserii Zbigniewa Rybczyńskiego. Kolejna trafiona decyzja to nagroda dla Daniela Day-Lewisa za świetną rolę w dość mocno przereklamowanym filmie, którym jest Lincoln. Obraz jest dość ciekawy, doskonałe zdjęcia Janusza Kamińskiego, lecz sam film ogląda się ciężko, co tu dużo mówić, jest nudny.

Ponieważ nie widziałem wszystkich filmów nominowanych do Oscara w tym roku, nie jestem też w stanie wypowiedzieć się na ich temat. Natomiast wiem jedno, Django Quentina Tarantino zasłużył na każdą nagrodę, którą dostał, brakowało jeszcze za muzykę, lecz w tej kategorii nie był jednak nominowany. Oczywiście, wiele osób może się ze mną nie zgodzić, ponieważ filmy Tarantino są dość specyficzne, jak na kino komercyjne.

Kolejną pomyłką członków Akademii była nagroda dla Anga Lee, reżysera Życia Pi. Zarządzania ekipą filmową liczącą ponad trzy tysiące osób nie można nazwać chyba reżyserią. Chociaż, jak najbardziej zasłużony Oscar za zdjęcia, bo były naprawdę magiczne.

Uważam również, że w pełni na nagrodę zasłużył Tim Burton z filmem animowanym Frankenweenie, lecz Oscar ostatecznie przypadł bajce Merida Waleczna. Z filmów nominowanych w tym roku warte obejrzenia są jeszcze: Sugar Man oraz obraz Michaela Hanekego Miłość.

Podsumowując, nie rozumiem fenomenu Oscarów, jak i podobnych nagród w przemyśle muzycznym, ponieważ mogą je zdobyć tylko wielkie produkcje, a do wartościowego kina bądź muzyki raczej ciężko je zaliczyć. Dziwi mnie jeszcze jedno, dlaczego garstka ludzi decyduje o gustach milionów, a my tak bezkrytycznie się tym sugerujemy, nie mając własnego zdania.

 

Michał Soboń, kl. 2B

Źródło zdjęcia:

http://oscarwpigulce2.strefa.pl/