W dzisiejszych czasach być artystą jest bardzo trudno. Liczne wywiady, sesje zdjęciowe, ciągłe odpędzanie się od paparazzi. Ponadto, ciągle trzeba udowadniać, że tym artystą się jest – i hej, nie nadano sobie tego tytułu samemu! W dodatku liczne stada groupie, które bronią zawzięcie swojego idola przed innymi, jednocześnie udowadniając, że jest on najlepszy… ale po co? Czy wielcy artyści musieli udowadniać przed innymi przez cały czas swój geniusz? Oczywiście, że nie. Artysta, niezależnie jaki, zawsze broni się sam.

Dnia pierwszego marca w klubie G2 grał legendarny już polski zespół heavymetalowy o nazwie TSA (Tajne Stowarzyszenie Abstynentów). Pod koniec koncertu światła zostały przygaszone, a wokalista zespołu (Marek Piekarczyk) starał się zająć tłum onomatopejami wypowiadanymi na przemian z fanami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gitarzysta solowy (Andrzej Nowak) gdzieś zniknął. Nagle rozpoczęło się solo gitarowe. Na scenie ciągle brakuje Andrzeja, a Stefan Machel (gitarzysta prowadzący) stoi z założonymi rękami z gestem mówiącym fanom: „hej, to nie ja gram”. Ludzie zaczynają wskazywać na balkon. Tam, oświetlany telefonami przez ludzi, Andrzej gra solo. Kilka sekund później pada na niego światło z lamp… okazuje się, że solo jest grane przez Andrzeja i innego gitarzystę (niestety, redaktorzy gazety nie potrafią ustalić jego tożsamości) na jednej gitarze. Chwilę później Nowak jest na drugim końcu balkonu, aby za moment zejść do fanów. Tam, wręcz rozrywany wraz z gitarą, podaje ją na scenę, a sam zostaje wzięty na falę, jak na prawdziwego metalowca przystało. Bez efektów specjalnych, laserów, ultrafioletowych świateł, sztucznych ogni i dymu. Jedynie z gitarą. Andrzej Nowak i całe TSA, jak na artystów przystało, bronią się sami.

Johnny Depp dostał list od jednego ze swoich fanów, a dokładniej od dziewięcioletniej Beatrice Delap, z prośbą o pomoc we „wszczęciu buntu” w jej klasie. Jako że szkoła dziewczynki znajdowała się niedaleko planu filmowego, gdzie kręcono kolejną część „Piratów z Karaibów”, aktor w stroju Jacka Sparrowa wraz z kilkoma innymi piratami wparował do szkoły. Chwiejąc się na nogach, otworzył drzwi, witając wszystkich słynnym: „I’m captain Jack Sparrow”. Szok i zdziwienie osób w klasie można sobie tylko wyobrazić. Aktor przywitał się z autorką listu i zaproponował, aby bunt przełożyć na kiedy indziej, bo pilnuje go zbyt wielu policjantów. To tylko utwierdza w przekonaniu, że ten człowiek nie tylko na planie i za pieniądze gra w filmach. Robi to, ponieważ to czuje. Nie potrzeba więc się kłócić, czyj zespół/ piosenkarz/ pisarz/ raper/ aktor jest lepszy. Prawdziwy artysta zawsze obroni się sam.

 

Adrian Wróbel, kl. 2B

Źródło zdjęć:

http://www.tsa.com.pl/galeria/koncerty/2013/430
http://www.standard.co.uk/news/captain-jack-sparrow-to-the-rescue-as-johnny-depp-helps-london-schoolgirl-6522105.html