23.05.2018 roku odbyła się uroczystość wręczenia nagród uczestnikom XX Regionalnego Konkursu Literackiego organizowanego przez Stowarzyszenie Centrum młodzieży - "Arka", Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 6 im. Jana Kochanowskiego, Zespół Szkół Plastycznych im. Józefa Brandta oraz Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 4 im. Polskich Olimpijczyków. Konkurs był kierowany do uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Został on wpisany na listę konkursów kuratoryjnych. Jego celem było odkrywanie nowych talentów literackich.

Okazała się nim Natalia Gębka - uczennica klasy 2h naszego liceum, która została zdobywczynią I nagrody. Zadaniem uczestników konkursu było zredagować wpis blogowy dotyczący tematu związanego z kulturą. Laureatka III LO - Natalia oceniła poezję Hinduski Rupi Kaur z tomiku Mleko i miód. Tekst napisała oryginalnie. Będąca w jury radomska blogerka - Pani Honorata Dyjasek - uznała, że jednym z istotnych kryteriów przy ocenie nadesłanych na konkurs prac była chęć czytania kolejnych wpisów. To kryterium, a także inne Natalia Gębka spełniła. Przekonajcie się o tym sami, czytając jej tekst.

Imię: Natalia
Nazwisko: Gębka
Wiek: 17
Szkoła: III Liceum Ogólnokształcące im. płk. Dionizego Czachowskiego w Radomiu
Opiekun: mgr Agnieszka Czaj

Cienka granica poezji

Piętnasty dzień najpiękniejszego miesiąca w roku (wszak słońce i konwalie) z gatunku sentymentalnych - wieczór, niebo płacze i ja też z trudem powstrzymuję łzy, bo w tle szumi Osiecka, a w ręku Poświatowska szepcze, że jest z liści, które drżą. Dziewiątego maja miałaby za sobą (dosłownie) 83 wiosny, lecz los nie dla wszystkich jest łaskawy i bywa, że serca pękają naprawdę. Moje również metaforycznie zdążyło rozpaść się na tysiące kawałeczków, nim dobrnęłam choćby do połowy nadgryzionej zębem czasu antologii, a później na kilkaset kolejnych, gdy uświadomiłam sobie, że w tej naszej najnowszej poezji trochę jak na szkolnej akademii - niby coś się dzieje, ale nagłośnienie słabe, a jeśli już coś słychać, to tylko zawodzenie chóru.

bo jak powiedział Bóg
zakładając nogę na nogę:
widzę, że stworzyłem wielu poetów
lecz tak niewiele
poezji.
C. Bukowski

Ostatni rok na empikowej półce upłynął pod znakiem liry. W marcu 2017 swoją premierę w Polsce miała poezja Rupi Kaur i jej tomik Mleko i miód, a dwa miesiące temu do księgarni trafiło Słońce i jej kwiaty. W międzyczasie Anna Ciarkowska wspominała też o Chłopcach, których kocha(m), a niejaka Billie Sparrow wydała na świat Arkusz poetycki. Co gorliwsi czytelnicy mogli naturalnie zaspokoić liryczne pragnienia, sięgając także po kilka niszowych wydań, ale tych nikt szczególnie promować nie chciał. Czy to oznacza, że były mniej wartościowe? By się o tym przekonać z bólem serca odłożyłam ukochaną Haśkę i sięgnęłam po Mleko...

Gdyby oceniać książkę po okładce, Rupi Kaur dostałaby ode mnie literackiego Nobla, nim w ogóle dotknęłam masywnej okładki obszernego, jak na poezję, tomu wierszy młodej Hinduski. Minimalistyczna forma i małe litery intrygującego tytułu, były niczym miód na moje spragnione artystycznego estetyzmu serce. Podniecenie rosło, gdy po raz pierwszy wertowałam książkę. Krótkie teksty, prosta czcionka i cienka kreska nierzadko odważnych ilustracji, jawiły się jako urzeczywistnienie wszystkich moich fantazji na temat sztuki. Przez krótką chwilę poczułam to, co romantycy szumnie nazywali wzniosłością. A potem zaczęłam czytać:

wczorajszej nocy obudził mnie płacz mojego serca
jak mogę ci pomóc spytałam
napisz książkę
powiedziało serce

W ułamku sekundy moje dotychczasowe wyobrażenia rozpłynęły się w absolucie zażenowania. Gdzie podziały się wszystkie boleśnie prawdziwe, nieprzymuszone słowa, lawirujące między zalewającymi Instagram cytatami? Czy współczesny czytelnik naprawdę jest tak niewymagający? Nie chcąc w to wierzyć, spędziłam z Rupi jeszcze kilka godzin, lecz... nie żałuję.

Wiersze z tomu Mleko i miód bez wątpienia nie należą do dobrych. Z kwiatków, takich jak przytoczony wyżej, mogłabym upleść całkiem pokaźny wianek. Jest na przemian banalnie i pretensjonalnie, jest naiwnie i bez polotu, choć niewątpliwie nowatorsko. Między licznymi przejawami grafomanii dostrzec można jednak niezwykłą wrażliwość, kilka udanych zlepków słów, a przede wszystkim wartościowy przekaz autorki, która nie boi się trudnych tematów. Przemocy. Gwałtu. Cierpienia. Cielesności. Bólu. Akceptacji. Poszukiwania własnej tożsamości. Głos Kaur to głos tysięcy kobiet, manifest tych, które wciąż wierzą w idee, także tych, które powtarzają za Malalą Yousafzai, że najwięcej feministek jest tam, gdzie ich nie potrzeba.

Jednak niech nikogo nie zwiedzie zachwyt nad przekazem. Rupi Kaur to, bez względu na odwagę i siłę, jakie biją z jej tekstów, wciąż nie najlepsza poetka. Być może brak jej doświadczenia, oczytania, a może po prostu talentu. Niezwykle trudno oprzeć się wrażeniu, że choć książka stanowi kopalnię złotych myśli, wciąż tak niewiele w niej poezji...