Muzyka towarzyszy człowiekowi od niepamiętnych czasów. Już w starożytności myśliwi, którzy szli na polowanie, wesoło sobie pogwizdywali. Robili to, aby uprzyjemnić sobie czas. Muzyka miała także inną funkcję.
Grecki śpiewak Tyrteusz, jak głosi legenda, został wysłany przez Ateńczyków na pomoc Spartanom, aby zagrzewać ich swymi pieśniami do walki. Wojska spartańskie były tak zmotywowane, a ich morale tak podbudowane, że rozgromili wroga, a poeta przeszedł do historii. Wiemy także, że Polacy walczący pod Grunwaldem z Krzyżakami śpiewali Bogurodzicę, która dodawała im wiary i sił. Według mnie, nawet najlepsza przemowa dowódcy nie zagrzeje tak żołnierza do walki jak ryk kilkunastu tysięcy gardeł jego towarzyszy broni. Łatwo to zjawisko zaobserwować na koncercie czy meczu drużyny, której kibicujemy. Niekiedy możemy nawet dostać gęsiej skórki pod wpływem emocji, które się w nas rodzą.
Uczestnicy powstania styczniowego również mieli swoje pieśni, które śpiewali. Jedne były krótkimi, żołnierskimi przyśpiewkami („Do Kampinosu”, „Jak to na wojence ładnie”), inne zaś długimi pieśniami („Marsz powstańców”, „Marsz strzelców”). Patrząc z perspektywy czasu na muzykę, która pozostała po tamtym okresie, ukazuje nam się jej kolejna funkcja. Czytając pieśni takie jak „Marsz powstańców” Włodzimierza Wolskiego, mamy praktycznie przedstawione całe powstanie „w pigułce”. Jest to cenne źródło wiadomości historycznych. Dowiadujemy się z niego między innymi, jak wyglądały stosunki polsko-rosyjskie z perspektywy zwykłego obywatela. Niektóre pieśni były układane, aby podkreślić jakieś wydarzenie. Po brance, którą urządzili Rosjanie do swojego wojska i ucieczce pierwszych poborowych do Puszczy Kampinoskiej, nieznany autor ułożył dwuzwrotkową pieśń „Do Kampinosu”. W niektórych z kolei ukazywały się nastroje społeczne ludzi, które sięgały od euforii i ekscytacji po surowe oskarżenia. Taką pieśnią jest „Do broni, ludy!” Ludwika Mierosławskiego. Jest ona przeniknięta wezwaniami do walki przede wszystkim o wolność. Dosyć popularne było także przerabianie istniejących już pieśni i modyfikowanie ich słów lub układanie zupełnie innych pod daną melodię. Takim przykładem jest „Marsz Czachowskiego” przekonwertowany z oryginału przez nieznanego autora z „Pieśni ułanów kaliskich”. Ta sama pieśń, odpowiednio zmieniona, śpiewana była przez polskich żołnierzy podczas drugiej wojny światowej. Obecnie funkcjonuje ona jako „Hymn Polonii”. Trzeba także nadmienić, że prawie każdy poeta, gdy dowiedział się o wybuchu powstania styczniowego od razu zareagował na to wydarzenie, bo "w owych czasach ta sama ręka posługiwała się z równą wprawą karabinem i piórem..." Tacy poeci, jak: Bohdan Zaleski, Konstanty Gaszyński, Włodzimierz Wolski czy Wincenty Pol układali pieśni dla partyzantów. Wielu z nich, jak np. poeta-żołnierz Mieczysław Romanowski, autor "Pieśni młodej wiary", polegli w boju.
Pieśni od zawsze towarzyszą wydarzeniom, tym mniejszym, jak i większym. Są obecne z nami i w naszej historii. Tak też powstał nasz hymn, narodził się gdzieś w koszarach żołnierskich, aby połączyć serca ludzi walczących o wspólną sprawę. Obecnie muzyka jest niedoceniana, a wydawcy chcą zarobić na niej jak najwięcej. Jest ona jedną z najbardziej skomercjalizowanych rzeczy na świecie. Powoli zanika jej prawdziwa cecha, a mianowicie wpływanie na ludzkie emocje, a nie stanowienie dodatku w tle, który zagłuszy ciszę.
Adrian Wróbel, kl. 2B
Źródło zdjęcia:
http://www.polandfirsttofight.com/partituras.php