Ableizm, ageizm, atrakcjonizm, klasizm – to mniej znane rodzaje dyskryminacji i choć nie spotykamy się z nimi na co dzień, nie oznacza to, że nie istnieją. Jednak one funkcjonują i przypominają wirusa, który w szybkim tempie rozprzestrzenia się po całym świecie. Jest też rasizm, czyli dyskryminacja na tle rasowym. Problem tak bardzo nagłośniony przez media, że prawie każdemu z nas wydaje się, że wie już o nim wszystko. Ale co tak naprawdę oznacza „wszystko”? Niestety, zazwyczaj sprowadza się to do wiedzy, że rasizm to pogląd o treści: „czarny – zły, biały – dobry” I tak, to niewyobrażalnie uproszczona definicja rasizmu, napisana językiem nad wyraz prostym. Czy kiedykolwiek ktoś z nas postarał się zgłębić temat, spróbował dowiedzieć się, skąd tak właściwie bierze się rasizm, jak przekłada się on na życie codzienne i jakie niesie konsekwencje? Dopiero, gdy zagłębimy się w temat, jesteśmy w stanie w minimalnym stopniu pojąć to, jak dotkliwy to problem. Pojęcie dyskryminacji rasowej jest ogromnie obszerne i ma realny wpływ na życie ludzi o odmiennym kolorze skóry i w tym momencie odważę się napisać, że o odmiennym kolorze skóry niż biały, ponieważ problem rasizmu dotyka w znacznej większości osób czarnoskórych oraz Azjatów. Zagadnienie dotyczące tego, czy rasizm wobec osób białych istnieje, zostawiam do własnych przemyśleń i refleksji.

Czym jest rasa człowieka i co się z nią wiąże?

Rasa człowieka to nic innego jak kwalifikacja ludzi na grupy ze względu na FENOTYP – czyli zespół cech zewnętrznych organizmu. Oznacza to, że nasz kolor skóry, oczu – ich kształt czy typ włosów, nie ma absolutnie żadnego wpływu na nasz charakter, inteligencję czy temperament, co udowodnili naukowcy już w latach 70. XX wieku. Na nasze cechy osobowości wpływ ma środowisko – wychowanie i ludzie, jakimi się otaczamy. Nikt nie ma prawa określić, jacy jesteśmy, tylko na podstawie koloru skóry. To dość ważna informacja, ponieważ ukazuje, że nie ma żadnej zależności między naszymi cechami zewnętrznymi a wewnętrznymi, co każdy argument tego typu automatycznie obala. Do tego tematu powrócę, przy okazji eksperymentu na lalkach.

Źródła rasizmu i początki problemu

Każdy, kto na lekcjach historii dotrwał do tematu „Wielkie odkrycia geograficzne”, zna pojęcie kolonializmu. Potrzeba zdobycia nowych kruszców, ciekawość świata i poszukiwanie morskiej drogi do Indii doprowadziły do tego cudownego wydarzenia. Uważam, że nadal zbyt rzadko w książkach i przez nauczycieli podejmowany jest temat szkód i krzywd, jakie przydarzyły się tubylczej ludności. Historii rzezi i nieludzkich zachowań mamy wiele, ale w podręcznikach poświęcono dwie strony – rzecz jasna jako tło całego wielkiego święta odkrycia nowych ziem. Odnoszę wrażenie, że odkrycia geograficzne są sprowadzane niemal do strefy sacrum. Nie neguję rangi tych wydarzeń, owszem były one bardzo ważne dla dalszego rozwoju cywilizacji, głównie europejskich, i przyniosły wiele korzyści, jednak i tyle samo krzywd. Uważam, że powinien być temu poświęcony osobny temat w podręcznikach do historii. Czy niesprawiedliwości, jakich doznali niczemu niewinni ludzie nie powinny być ważniejsze od korzyści materialnych, jakie osiągnęliśmy? Odnoszę wrażenie, że to powinno odróżniać nas od zwierząt – to, że korzystamy z daru empatii i kładziemy samopoczucie i życie innych ludzi na szali wyżej niż dobra materialne (rozumiem, że ludzie to zwierzęta, aczkolwiek niektórzy chyba biorą to zbyt dosłownie do siebie) Jednak wiele wskazuje na to, że nie do końca tak jest.

Rdzenni mieszkańcy Ameryki traktowali nas jak bogów, ze względu na wierzenia czy strach przed bronią, której nie znali. Schlebiało to białym odkrywcom. Nie dość, że mają ich za bogów, to są silniejsi, mają prawo uczynić z tubylcami, co tylko zapragną. Poczuli się więc jak władcy życia i śmierci, to oni decydowali o losie ludzi słabszych od siebie. Niektóre z plemion przyjmowały postawę nonkonformistyczną, zwyczajnie nie zgadzały się na narzucane warunki i miały do tego prawo. Czy wiedzieliście, że podczas spotkania Atahualpy – władcy Inków z konkwistadorami odrzucił on wezwanie do przyjęcia chrześcijaństwa i poddania się, dlatego został porwany? Pizzaro zażądał złota i srebra. Inkowie spełnili żądania, ponadto, dostarczyli dwa razy więcej żądanego srebra. Efekt? Morderstwo Atahualpy za sprzeciw. Dobrze, pewnie pomyśleliście, że to zrozumiałe, w końcu sprzeciw w stosunku do oprawcy może budzić w nim, powiedzmy, lekko mordercze skłonności. Przejdźmy zatem do następnego przykładu. Oto fragment mowy wodza Azteków do Hiszpanów: „Dlatego bądźcie pewni, Panie, że będziemy wam posłuszni i uznamy was za przedstawiciela tamtego wielkiego władcy, o którym mówicie”. Nastawiony pokojowo Montezuma umiera uduszony przez Cortésa, który do oficjalnej informacji podaje, że władca zmarł zraniony kamieniem. Jak możemy zauważyć, nieważne, jak przyjmowali nas rdzenni mieszkańcy. Koloniści poczuli się bogami, za których ich uważano, panami życia i śmierci. Właśnie to jest jeden z powodów rozwoju rasizmu. Nasi przodkowie poczuli się lepsi od innych, poczuli się mądrzejsi, posiadając przedmioty, o których innym nawet się nie śniło. Ich cywilizacja była dużo lepiej rozwinięta. Ale tu też tkwi mały szkopuł. Owszem, nasza cywilizacja była bardzo dobrze rozwinięta, ale przypatrzmy się lepiej, dlaczego. Za kamienie milowe postępu cywilizacyjnego uważa się wynalezienie koła, papieru i prochu. Koło wynaleźli Sumerowie, którzy zamieszkiwali tereny Mezopotamii – obszar dzisiejszego Iraku i Kuwejtu, czy zatem możemy być pewni, że byli rasy białej? Za to zarówno papier, jak i proch wynaleźli Chińczycy, tutaj chyba nie muszę pisać, że ludność ta nie posiada białego koloru skóry. Zatem to, co spowodowało w naszych przodkach tak wielki powód do dumy i uczucie potęgi, przywędrowało od innych ludów.

Blackface i słowo na „M”

Blackface to stosowany w XIX i na początku XX wieku styl malowania białych aktorów w amerykańskich komediowych przedstawieniach wyśmiewających osoby czarnoskóre. Aktorzy malowali się czarną pastą do butów, powiększali i malowali usta na czerwono oraz zakładali peruki typu afro. Wszystko to ośmieszało i upokarzało osoby czarnoskóre. Posługując się krzywdzącymi stereotypami, mającymi korzenie w epoce wielkich odkryć, wskazywali oni na rzekome lenistwo, głupotę i wiecznie niezaspokojony popęd seksualny. To pokazuje zniekształcony obraz osób czarnoskórych, których zachowania przypisane im przez oprawców dają obraz zwierzęcia. Taki właśnie obraz zauważyć możemy również w bardzo dobrze nam wszystkim znanym utworze Juliana Tuwima „Bambo”, który wrzuca wszystkich Afroamerykanów do jednego worka, pokazując wesołe, brudne dziecko, które nie chce się umyć i skacze po drzewach. Uważam, że utwór ten tylko utrwala powielane już stereotypy, szczególnie gdy czytany jest młodszym dzieciom, które chłoną wszystko, co usłyszą, jak gąbka. Nie sądzę jednak, że wiersz ten powinien być ocenzurowany czy usunięty, ponieważ jest to element naszej kultury i pokazuje nam, jaki światopogląd reprezentowali ludzie żyjący dawniej. Aczkolwiek, moim zdaniem, warto przedstawiać go dzieciom nieco starszym, które zrozumieją błąd popełniony przez autora. W tym momencie chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię poruszoną w nagłówku. Użyłam zwrotu; „słowo na <m>” i choć cytując czy wiedząc, że moje poglądy są jasno przedstawione, mogłabym użyć owego słowa, pisząc je wielką literą, aby ukazać mój szacunek, nie zrobiłam tego. Słowo to budzi wiele kontrowersji, niektórzy nie wiedzą, czy osoby czarnoskóre uważają je za obraźliwe czy też nie. Skoro jednak nasz język ma tak bogaty zasób słownictwa i może pochwalić się tak wieloma synonimami, to czy warto korzystać z tego jednego słowa w momencie, gdy jest szansa, że ktoś przez nas poczuje się urażony? Nie chodzi o to, co my myślimy, czy my uważamy, że to słowo jest złe. Ono nas nie dotyczy, nie mamy prawa decydować, jeśli ktoś prosi, abyśmy nie korzystali z danego wyrazu – nie róbmy tego, po co sprawiać przykrość? To kolejny powód, który sprawił, że uważam utwór Juliana Tuwima za mający zły wpływ na odbiorców. Odnoszę wrażenie, że niektórzy pod przykryciem niewinnego słowa z wierszyka dla dzieci celowo używają go, aby wyrazić swoją niechęć. Rasizm nie jest tylko wtedy, gdy uderzymy osobę innej rasy, rasizm to też słowa. A słowa mają wielką moc, potrafią wyrządzić ogromną krzywdę. Korzystajmy ze słów mądrze, porozumiewajmy się językiem miłości i zrozumienia.

Eksperyment na lalkach

„W 1939 r. amerykańscy psycholodzy, Mamie i Kenneth Clark, przeprowadzili tzw. eksperyment z lalkami, który miał zbadać, jak w czasach segregacji rasowej i jawnej dyskryminacji w Stanach Zjednoczonych postrzegają siebie afroamerykańskie dzieci. Zadaniem ciemnoskórych dzieci było wybranie bardziej atrakcyjnej lalki, czarnej lub białej, i uzasadnienie swojego wyboru. 63% dzieci automatycznie wybierało białą lalkę, mówiąc, że jest ona ładniejsza i sympatyczniejsza niż czarna. Na pytanie, która lalka jest zła, odpowiadały, że czarna, „bo jest czarna”. Na pytanie o to, która z lalek jest najbardziej do nich podobna, dzieci odmawiały odpowiedzi i zaczynały płakać, a 44% wybierało lalkę białą. Wyniki eksperymentu pokazały, jak bardzo zaniżone jest ich poczucie własnej wartości. Badanie powtórzone w 2005 r. przez amerykańską dziennikarkę dało podobne wnioski. Kanonem piękna dla afroamerykańskich nastolatków były jasna skóra i proste włosy.”

Myślę, że ten fragment artykułu dobitnie pokazuje, jak wielką krzywdę wyrządziliśmy. Minęło około pięciuset lat, ale odnoszę wrażenie, że nic się nie zmieniło. Tym razem już nie tylko w oczach ludzi białych jesteśmy lepsi, doszło do tego, że dzieci przekonane są o swej niższej wartości wyłącznie z powodu koloru skóry. Mam nadzieję, że nie tylko ja dostrzegam niedorzeczność tej sytuacji. W ich oczach utrwalił się model białego, sympatycznego, d o b r e g o człowieka o prostych włosach. W tym momencie muszę przypomnieć, że fenotyp człowieka nie ma żadnego wpływu na jego cechy wewnętrzne, jednak te dzieci są przekonane, że są złe, bo ich organizm wytwarza więcej melaniny.

Podsumowanie

Rasizm to zjawisko, za które każdy z nas jest odpowiedzialny. To zjawisko, które nie powinno istnieć, rozprzestrzeniło się niczym wirus wiele lat temu i krzywdzi ludzi do tej pory – zabija, torturuje, powoduje utratę chęci do życia. Ofiarami tego wirusa padają nie tylko dorośli, ale i dzieci. Wirus ten żyje w naszych głowach, bo jest ich wytworem. Pojawił się wiele lat temu i tak mocno zakorzenił, że nie możemy się go pozbyć. Dotyka głównie uprzywilejowaną rasę osób białych. Wirus ten powoduje u niektórych osobników dziwne procesy myślowe, z których to powodu zaczynają uważać się za lepszych, czują potrzebę dowartościowania się, czują strach. Zakażone osobniki prześladują te, które nie pasują do ich wizji idealnego społeczeństwa wytworzonej na skutek choroby. Doprowadza to do nadmiernej agresji osobników – zarówno fizycznej, jak i psychicznej, wyniszczenia organizmu jednostek padających „ofiarą ofiar” oraz w skrajnych przypadkach do śmierci. Na wirusa istnieje lekarstwo.

Każdy z nas ma prawo do własnego zdania. Możemy decydować, co zjemy na śniadanie, jak będziemy się ubierać, gdzie będziemy żyć i nikt nie może nam tego zabronić. To nasze życie i nasze prawo do decydowania. Jednak nikt z nas nie ma prawa decydować, które życie jest więcej warte, bo każde waży tyle samo. Każdy sam decyduje, jak je przeżyje. Możemy skupić się na sobie i posługiwać się językiem pełnym miłości i zrozumienia albo wykorzystać życie, zatruwając je innym. Chcesz używać słowa na „m”? Chcesz dyskryminować innych tylko ze względu na ich kolor skóry? Śmiało – ani ja, ani nikt inny nie możemy ci tego zabronić. Sam wybierasz, jak postępujesz. Ale będąc zakażonym, nie stawaj się wirusem samym w sobie i nie zatruwaj życia innym. Nikt nie wybiera swojej rasy, nikt nie wybiera koloru oczu, ale ty możesz wybrać, możesz się uleczyć i zacząć żyć w zgodzie z naturą, w wolności od choroby. Masz wybór, dokonaj dobrego.

 

Iga Kaleta, kl. 3C

 

Źródła:

„Zrozumieć przeszłość 2” Podręcznik do historii autorstwa Pawła Klinta
RASIZM-bardziej-w-nas-czy-wokol-nas.pdf (pah.org.pl)
Dyskryminacja (psychologia społeczna) – Wikipedia, wolna encyklopedia
Montezuma II – Wikipedia, wolna encyklopedia