Już za kilka dni zasiądziemy do stołu z rodzinami, podzielimy się opłatkiem, złożymy sobie życzenia, skonsumujemy dwanaście wigilijnych potraw, zaśpiewamy kolędy i odświętnie ubrani pójdziemy na pasterkę. Jednakże to wcale mnie nie cieszy. Nie czekam na święta, gdyż czekam jedynie na ich szybki koniec. Ze sklepów znikną ozdoby i choinki, a pojawią się lizaki w kształcie serduszek i kartki walentynkowe. Tydzień, dwa i na wystawie zobaczymy wielkanocne zajączki.
Dokładnie 3 listopada, robiąc zakupy w jednym z supermarketów, zobaczyłam, że pewna kobieta kupuje płatki śniadaniowe. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ich opakowanie zostało opatrzone motywem świąt. Jeszcze dzień wcześniej ludzie tłumnie odwiedzali groby, zapalali znicze i modlili się za zmarłych, aby nazajutrz sklepy mogły rozpocząć swoje kampanie świąteczne. I zarobić. Jak najwięcej. Absolutnie tego nie potępiam, gdyż każdy z nas musi za coś żyć. Wszyscy pragniemy zapewnić sobie godny byt. I wszyscy chcemy miło spędzić święta. Jednocześnie też tego nie pochwalam. Bo czy przystrajanie centrum handlowego ozdobami świątecznymi dzień po Zaduszkach jest odpowiednie? Czy to nie jest przesada? Aktualnie nic nie drażni mnie bardziej niż to, że wchodząc do galerii handlowej, wszędzie widzę motyw świąt. Jako osoba, która nie znosi Bożego Narodzenia, wybieram miejsca, gdzie atmosfera jest neutralna, gdzie od wejścia nie atakują mnie Śnieżynki bądź pomocnice Mikołaja, gdzie mogę spokojnie usiąść i napić się kawy, nie słysząc "Last Christmas" lub "Jingle Bells".
Nie lubię świąt. Naprawdę szczerze ich nie lubię. I to nie dlatego, że trzeba sprzątać cały dom od A do Z. Nie dlatego, że trzeba znosić towarzystwo zrzędliwych ciotek i irytujących kuzynów. Nie lubię wigilii klasowych, kiedy otrzymuję życzenia od ludzi, którzy tak naprawdę mnie nie znają, a mimo to muszę się uśmiechać i życzyć im wszystkiego dobrego. Nie lubię dostawać sms - ów, które ktoś wysyła hurtowo do wszystkich kontaktów w telefonie. Nie lubię infantylnego wyrażenia "Wesołych świąt!", które jest obecne dosłownie wszędzie. Nie lubię świątecznych rozmów, które głównie dotyczą pieniędzy, polityki i plotek na temat cudzego życia. Nie lubię niewygodnych pytań, które padają ze strony dalekiej rodziny. Rodziny, która odwiedza nas tylko raz w roku, bo przecież wypada w święta przyjechać, chociażby na godzinkę. Nie lubię pseudo dobroczynnych gestów z okazji Bożego Narodzenia. Zbiórek słodyczy, ubrań, książek, pieniędzy, które organizowane są w tym okresie, a przecież są ludzie, którzy potrzebują tych rzeczy przez cały rok. Nie lubię tych wszystkich wyniosłych pań, które z okazji świąt rzucają harcerzom 2 zł do pudełka, przez co czują się takie dobre i hojne. Aby dzielić się dobrem, niekoniecznie w postaci materialnej, nie potrzeba przecież kolęd w radiu, Kevina na Polsacie i Mikołaja w reklamach.
Ilekroć rozmawiam z kimś, słyszę sformułowanie: "Dobrze, że niedługo święta, przynajmniej będzie wolne". I tak sama dziś postrzegam ten czas - to wakacje, tylko ze śniegiem za oknem. Jako dziecko czekałam na święta. Odliczałam dni, godziny, minuty. Czułam, że jest to czas wyjątkowy. Lecz wraz z dorastaniem wszystko się zmieniło, a Boże Narodzenie stało się nudne i schematyczne. Doskonale wiem, jakie życzenia usłyszę, o czym będzie się rozmawiać przy stole, co zobaczę w telewizji. Nie czuję magii, o której wszyscy mówią. Może dlatego, że żyję w czasach przepychu i wyższości dóbr materialnych nad uczuciami? Dla naszych rodziców czy dziadków święta naprawdę były wielkim wydarzeniem. Ich codzienność miała różne oblicza szarości, a Boże Narodzenie powodowało radość i szczęście. Ludzie cieszyli się tym, że są razem, że mogą się podzielić opłatkiem, że mogą odpocząć i spędzić miło czas. My z kolei zastanawiamy się głównie nad tym, co kupimy, jak się ubierzemy i jakie promocje będą w sklepach, a także nad tym, co napiszemy na Facebooku. Bo o prezentach myślą za nas wielkie korporacje i ekspedientki w sklepach. My startujemy w konkursie "kto zdobędzie więcej lajków na Fejsie pod świątecznym statusem", a oni rywalizują o nasz portfel.
Wyznania rozkapryszonej nastolatki? Niewdzięcznicy? Nie sądzę, skoro mój pogląd na święta nie zmienia się od pięciu lat. Generalizowanie? Oczywiście, że nie. W żadnym wypadku nie wrzucam wszystkich do jednego worka, gdyż jestem w stanie wyróżnić kilka świątecznych postaw - jedni będą zawzięcie lajkować na Facebooku obrazki z choinkami i prezentami, inni obejrzą setny raz Kevina (swoją drogą jest to chyba jedyny element świąt, który lubię). Ktoś będzie stacjonował przy lodówce, gdzie znajduje się sernik lub szarlotka, a nieliczni wyłączą telewizor lub laptopa i przyjmą do swojego domu i serca (nie do znajomych na Fejsie) Jezusa.
Nie czuję się lepsza, pisząc ten tekst. Jest mi wręcz przykro, że jestem częścią tego wszystkiego i że doświadczam takiego zjawiska. Jednakże mimo to z głębi serca życzę każdemu, kto czyta te słowa, wszystkiego, co najlepsze, spełnienia marzeń, dużo radości i konsekwencji w dążeniu do celu, jak i wielu powodów do uśmiechu. Życzę Wam też prawdziwej miłości, bo to ona nadaje sens naszemu życiu bez względu na to, czy kochamy kota, rodziców czy chłopaka.
Daria Prygiel, kl. 2B
Źródła zdjęć:
http://www.fingerprintweb.pl/wesolych-swiat
http://www.tapeta-choinka-narodzenie-boze-gwiazdki.na-pulpit.com/