W ostatnich dniach głównym tematem politycznym w mediach było założenie przez byłego Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina do spółki z posłami Jackiem Żalkiem i Johnem Godsonem partii pod nazwą "Polska Razem".
Do inicjatywy dołączyli się ludzie spod znaku "Polska Jest Najważniejsza", co wskazuje, że firmować będą ten projekt ludzie, którzy w obliczu końca kadencji Parlamentu Europejskiego, trzymającego tę ekipę na ekranach telewizorów, postanowili, że ich ojczysty kraj już nie stoi w ich życiu na pierwszym miejscu, ważniejsze jest, by znaleźć się w towarzystwie kolegów z bankietów, z którymi tak dobrze udaje się odgrywać przed ciemnym ludem ideologiczną rywalizację. Ktoś powie, że przesadzam, proszę bardzo, oto dowód: poseł Adam Szejnfeld, cokolwiek znany z tego pudła stojącego w pokoju u niemal każdego z czytelników, w serwisie Twitter zamieścił następującą treść (pisownia oryginalna); "PO ma w sumie 52% :-) Sondaż: PiS-31 proc., PO-25 proc., SLD-10 proc., TR-6 proc. i PSL-5 proc, Polska Razem- 6 proc".
Przejdę jednak do rzeczy. Zaraz po zorganizowaniu się w sobotę członkowie partii stwierdzili, że pierwszym z ich ważnych postulatów jest, by dzieci miały osobny głos, a za te do 13 lat w całości głosowaliby rodzice, 14-latek dysponowałby 20% swojego głosu, potem co roku dostając kolejne 20%, by osiągając pełnoletniość, miał cały głos. Rozumiem, że miałby to być pomysł na problemy demograficzne, o których napisano już niemal w każdej diagnozie społecznej, jak również powiedziano na każdej konferencji, a jednocześnie rodzice mający liczne potomstwo poczuliby się ważniejsi. Inicjatywa byłaby szczytna w normalnym kraju, gdzie nie ma zasiłków, czyli nagród za lenistwo, bo tam na posiadanie wielu dzieci stać byłoby jedynie tych, którym się w życiu powiodło czy, mówiąc prościej, elitę społeczeństwa. Niewątpliwie ktoś, kto potrafiłby się odnaleźć w świecie bez państw opiekuńczych, powinien być nagradzany większym wpływem na innych ludzi. Niestety, państwo opiekuńcze opiera się na równaniu do słabszych, bo ci mniej pomysłowi mają przewagę przez samą swoją liczebność, a jak wiadomo właśnie przerost znaczenia niższych warstw był często przyczyną, choć niebezpośrednią, upadku największych imperiów, jakie zna historia.
W takim kraju, jaki mamy obecnie, próżno szukać jednak normalnej sytuacji, ponieważ osoby, które chcą godnie żyć nie na koszt państwa, a samodzielnie, realizując się w pracy, zwyczajnie nie mają czasu na wychowanie dzieci, a nie każdy chce oddawać dziecko do państwowego przedszkola, a potem oddać szkole rolę jedynej instytucji kształtującej umysł przyszłego pokolenia, ponieważ szkoła państwowa ma na celu indoktrynację do jedynie słusznej ideologii. Mnogością dzieci mogą się zatem pochwalić osoby biedne, żyjące na koszt państwa, które często nawet nie dbają o swoje pociechy, przez co z jednej strony o rodzicach w rodzinach wielodzietnych mówi się pogardliwie "dziecioroby", z drugiej zaś funkcjonuje opinia, że zbieranie zasiłków na dzieci należy uznać za odrębną profesję. To wszystko sprawia, że uważam pomysł "Polski Razem" za pozbawiony sensu i pragnę być "Osobno", aniżeli razem.
Z pozdrowieniami dla wszystkich czytelników.
Piotr Złotowski, kl. 2C
Źródło zdjęcia:
http://www.drewlandia.com.pl/pokaz_produkty.php?idpodkat=78&order1=cena2&str=1