Ostatnio miałam okazję obejrzeć film pt. "Don’t worry darling" w reżyserii Olivii Wilde. Premiera w Polsce miała miejsce 23 września 2022 roku. Jest to thriller psychologiczny opowiadający o małżeństwie mieszkającym w eksperymentalnym miasteczku dla pracowników zatrudnionych w projekcie Victory oraz ich rodzin.

W role główne wcielili się Florence Pugh i Harry Styles. W pozostałych rolach wystąpili m. in. Chris Pine, Olivia Wilde, Gemma Chan i Sydney Chandler. Główna bohaterka – Alice (Florence Pugh) zauważa, że w mieście, w którym mieszka, dzieje się coś dziwnego. Zaczyna interesować się, czym dokładnie zajmuje się firma, w której zatrudniony jest jej mąż. Jeśli chodzi o fabułę, uważam, że jest ciekawa i bardzo podoba mi się to, że film jest thrillerem. Dopiero pod koniec filmu poznajemy rozwiązanie zagadki. Lubię trzymanie w napięciu i myślę, że to idealnie zgrywało się z tematyką filmu. Dużo dawały również efekty dźwiękowe, dzięki którym sceny wydawały się bardziej straszne. Nie brakowało też krótkich, niepokojących scen, które nawiązywały do odkrywania prawdy przez bohaterkę.

Na początku filmu wszystko wydaje się w miasteczku idealne i spokojne. Lata 50. XX wieku i słoneczna Kalifornia tworzyły miły klimat. Jednak w dalszych wydarzeniach, kiedy bohaterka zaczyna wyczuwać, że coś jest nie tak, wszystko zaczyna się komplikować. Kluczowa jest scena podczas imprezy u Franka i Shelley, którzy odgrywają ważną rolę w mieście. Zauważyłam, że Alice ma na sobie gładką, różową sukienkę, a inne bohaterki mają wzory w kwiaty i każda ma przypisany jakiś kolor. Zastanawiam się, czy był to specjalny zabieg, czy też nie. Każda postać miała w sobie coś tajemniczego. Główna bohaterka codziennie widywała się ze swoimi koleżankami i przyjaciółką - Bunny (Olivia Wilde). Postać ta zaintrygowała mnie swoją charyzmą, ale też wzbudzała wątpliwości. Każda postać wydawała się na swój sposób podejrzana. Moim zdaniem, twórcy zmarnowali potencjał Margaret. Bohaterka ta zaczęła już wcześniej zauważać, że coś dziwnego dzieje się w mieście. Zaczęła ona wariować i każdy uważał ją za chorą. Alice żałowała, że zareagowała za późno, kiedy nie mogła jej już pomóc. Uważam, że było za mało interakcji między tymi dwoma bohaterkami. Jeśli chodzi o Jacka - męża Alice, wydawał się on kulturalnym i dobrym mężem, jednak napięcie między małżonkami wzrastało i potem nie mieli zaufania do siebie. Pomimo trudnej relacji między tymi postaciami, jestem w stanie przyznać, że Florence i Harry podobali mi się jako duet. Są osoby, które nie mają dobrych opinii na temat aktorstwa Harry’ego, jednak ja uważam, że dobrze odegrał swoją rolę, pomimo tego, że nie dało się nią jakoś bardzo popisać. Trochę lepiej wypadł Chris Pine. Co do Florence – jestem zachwycona tym, jak to odegrała. Uwielbiam jej sposób wyrażania emocji i uważam, że dobrze przedstawiła nam tę bohaterkę. W filmie podobały mi się też zwroty akcji i wiele niespodziewanych momentów, szczególnie pod koniec. Kiedy myślałam, że wiem już wszystko, co chwilę mnie coś zaskakiwało. Minusem jest to, że produkcja pozostawiła wiele pytań bez odpowiedzi. Dostrzegłam kilka wątków, które nie zostały wyjaśnione. Również na początku filmu brakowało mi pewnego rodzaju wprowadzenia, gdyż nie rozumiałam, co dokładnie się dzieje, ale później wszystko było jasne. Pomimo tego, cały czas film trzymał mnie w napięciu i wprowadzał sytuacje, które napędzały akcję. Zakończenie jest nieoczywiste i pełne zwrotów akcji, co przypadło mi do gustu.

Cała produkcja bardzo mi się spodobała, pomimo hejtu i kilku niewyjaśnionych wydarzeń. Aktorstwo, fabuła, klimat i problematyka sprawiły, że film jest ciekawy i pełny niespodzianek. Chętnie obejrzałabym drugą część.

Maja Pluta, kl. 2A