Warning: Use of undefined constant JMF_THEMER_MODE - assumed 'JMF_THEMER_MODE' (this will throw an Error in a future version of PHP) in /home/czachowski/public_html/plugins/system/djjquerymonster/djjquerymonster.php on line 210
Gry są złe, zniszczą Cię... Ale czy na pewno?

Temat gier video pojawia się ostatnimi czasy naprawdę często na łamach różnego rodzaju dzienników, czasopism czy programów telewizyjnych. Niestety, jest to najczęściej sprowokowane artykułami, w których myślą przewodnią jest: „Zastrzelił własną matkę, bo ta wyłączyła mu komputer”, „Zastrzelił swoich kolegów po zagraniu w grę video” czy kuriozalne do granic możliwości „Dokonał masakry. Obsługi broni nauczył się w grze”. Elektroniczną rozrywkę, ale i samych jej twórców, stawia się wtedy w roli współodpowiedzialnych (często nawet odpowiedzialnych) za tragedie, które dokonują się np. w amerykańskich szkołach. Po tych wydarzeniach okazuje się, że masowy morderca był fanem serii „Grand Theft Auto” czy „Call of Duty”, a obecność broni i nierzadko kontrowersyjnych treści zawartych w produkcjach (które sygnowane są odpowiednim oznaczeniem PEGI, czyli określeniem grupy wiekowej, dla której przeznaczony jest dany tytuł) sprawia, że stają się one niemal oskarżone o spowodowanie śmierci pewnej osoby czy nawet grupy ludzi. Często doprowadza to do sytuacji, kiedy gra jest banowana, czyli blokowana w jakimś kraju, a jej dystrybucja jest niedozwolona. Cierpią na tym fani, twórcy i rząd, gdyż obroty kapitału, jakie jest w stanie wygenerować elektroniczna rozrywka, są dzisiaj ogromne. Czytając artykuły o wspomnianych tytułach, codziennie mam zamiar zachęcić do otwarcia butelki szampana moich rodziców, znajomych i dziewczynę (która często pada ofiarą „gamingowego mordercy”), gdyż mają niebywałe szczęście. Będąc graczem od jedenastu lat, jeszcze ich nie pobiłem, nie torturowałem ani też nie zabiłem, mimo że ilość kontrowersyjnych tytułów, jakie ograłem oraz liczba przeciwników, których pokonałem, powinny stawiać mnie od razu pod ścisłą obserwacją psychiatryczną.

Nie wiem, skąd się wziął ów trend przypisywania tragedii właśnie grom. Może chodzi tu o problem, z którym boryka się wielu ludzi, czyli uzależnienie od nich. Mimo tego, wydaje mi się, że nie jest to najlepszy sposób na profilaktykę. Powtarzanie kwestii zasłyszanych od znajomych nie przyniesie upragnionego rezultatu, tak jak w przypadku kontrowersyjnej i przerażającej „zabawy” Blue Whale, która pojawiła się nad Wisłą w ubiegłym roku i okazała się być jedynie pastą, czyli internetową historią wymyśloną przez internautów ze Wschodu. Profilaktyka, jaką podjęły media, rodzice i pedagodzy szkolni, okazała się gorsza niż sama obecność nieprawdziwej historyjki w sieci, gdyż nagłośniła całą sprawę i zainteresowała nią młodzież, która tym razem naprawdę zaczęła się „bawić” w wykonywanie konkretnych zadań, z których ostatnim było samobójstwo. Tak właśnie działa to w przypadku gier video. Powtarzasz coś setki razy, aby uchronić kogoś przed czymś? Licz się z tym, że zwiększasz prawdopodobieństwo wydarzenia się owej, spędzającej Ci sen z powiek, sytuacji.

W większości przypadków pomija się fakt obecności tzw. syndromów prehomicydalnych, czyli czynników sprzyjających dokonaniu masakry. Autorom artykułów często „umyka”, iż morderca był gnębiony, poniżany, zamknięty w sobie, odcięty od społeczeństwa. Ważne, że grał i to dużo. Podejrzewam, że gdyby okazało się, że bawił się w rolnika w „Symulatorze Farmy”, również odbiłoby się to szerokim echem. Te wszystkie pługi, siewniki, ciągniki czy kombajny… To są poważne sprawy… Każdą z tych maszyn można przecież skrzywdzić drugiego człowieka.

Często pokazując jakiś zwiastun czy concept art (grafika przedstawiająca pierwsze szkice poszczególnych elementów obecnych w grze) komuś z mojej rodziny, spotykam się ze słowami krytyki, gdyż osoby dużo starsze ode mnie są od razu nastawione sceptycznie. Najśmieszniejsze jest to, gdy osoba uwielbiająca prozę Sapkowskiego spotka się z grą, która jest wiernym przełożeniem sagi: jej świata, realiów, postaci i uzna, że elektroniczna wersja jest jednak „jakaś taka zbyt brutalna, wulgarna i perwersyjna”. Nie przypominam sobie, aby książkowy Geralt głaskał napotkane gryfy, do bandytów zwracał się per „pan” i tym bardziej żył w celibacie. Okazuje się, że bezpośrednie ukazanie historii, bez potrzeby jej wyobrażenia, staje się już nieodpowiednie, karygodne, a nawet uwłaczające. Taki właśnie jest problem elektronicznej rozrywki – albo ją kochasz, albo nienawidzisz (niczym wspomnianego Sapkowskiego).

Jasne, są gry, które sięgają wyżyny kontrowersji i przekraczają granice dobrego smaku, nie mówiąc już o poprawności politycznej. Są sceny, przy których niektórzy odwracają wzrok (bogata w takie widoki jest seria horrorów „Outlast”). Moje pytanie jednak brzmi: Czy kinematografia nie sięgała po takie tematy na długo przed pojawieniem się choćby „Ponga” (pierwszej gry video)? Czy teraz nie doświadczymy w kinie obrazów, które są dla nas niesmaczne? Czy reżyserzy nie opowiadają historii karteli narkotykowych, przeróżnych wojen czy seryjnych morderców? Różnicą jest jedynie czas, w jakim obecne są te dwa rodzaje rozrywki. Granie to stosunkowo nowy rodzaj spędzania czasu, ale mimo to zaczyna przemawiać do coraz większej publiki.

Jak już wspomniałem, jestem graczem od jedenastu lat. Pamiętam, jak ścigałem się w starych odsłonach „Need for Speed”, które wyrobiły moją zręczność, pamiętam, jak pokonywałem kolejne fronty drugiej wojny w „Call of Duty II”, pamiętam, jak uczyłem się organizacji, kiedy grając w „Gothica”, kolejne zadania zalegały w moim dzienniczku, a także jak budowałem swoją miłość, a później zgłębiałem historię, grając w „Company of Heroes”, serię „Total War” czy mojego ukochanego (niestety do części Black Flag) „Assassin’s Creed”. Żaden nauczyciel nie był w stanie przekazać mi w tak atrakcyjny i ciekawy sposób dziejów, które miały miejsce setki czy tysiące lat temu. To właśnie gry odkrywały we mnie kolejne zainteresowania i umiejętności, które pokazały mi, w którą stronę chciałbym rozwijać swoją karierę. Jest też „Valiant Hearts”, przy którym płakałem niczym dziecko oglądające „Króla Lwa” czy „Epokę lodowcową”.

Dlatego uważam, że to nie gry tworzą morderców i psychopatów. To ludzie, którzy skłonili ich do sięgnięcia po nie i zatracenia się w świecie wirtualnym. To ludzie, którzy nie rozumieją pasji, przekonań czy po prostu sposobu bycia konkretnej jednostki. I w końcu TO LUDZIE, którzy swoim zachowaniem mogli doprowadzić do śmierci swojej i osób z własnego otoczenia przez ignorancję i – nie bójmy się tego powiedzieć – głupotę.

 

Dawid Bednarczyk, kl. 3C