- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady.

Są trzy typy ludzi. Pierwszy dzierży książkę w dłoni raz do roku, drugi książkę szanuje, trzeci personalizuje – zgniata, zagina, znaczy i zakreśla. Zakryjcie oczka Wy, którzy tak skrzętnie pilnujecie nieskazitelności każdej stronicy. Odwróćcie wzrok, bo porażą was złamane grzbiety, pachnące nowością origami z najciekawszych fragmentów, grube warstwy ołowiu pod zdaniami zbudowanymi zbyt zgrabnie, by przeczytać je raz na zawsze. Jeśli jednak potraficie przymknąć swoje pedantyczne oko – chodźcie, pokażę wam książki dobre i zniszczone, byle jakie i jak nowe, a potem powiem o tych, które pożyczyłam, by później z żalem oddać nienaruszone. Jak Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy, bo tym w skali zagiętych rogów daję mocne cztery.

W moim domu jest skrzynka, a w niej stare listy – dziś towar deficytowy. Nie są to jednak byle jakie listy z urzędu albo sztampowe życzenia na kiczowatych pocztówkach. Powiedziałabym raczej, że to korespondencja z gatunku czułych i tęskniących, chociaż naprawdę nigdy do niej nie zaglądałam. Listy miłosne, skrzętnie przechowywane przez Mamę, przetrwały każdy remont, niejedną przeprowadzkę, przedświąteczne wietrzenie szaf i choć rzadko otwierane, nie wyobrażam sobie, by nagle zniknęły. Są częścią domu, podobnie jak Ona. Szczegółem świadczącym o Jej istnieniu. Jak kapcie, poduszka i ulubione perfumy, o których nie wie, że je podbieram. I gdyby Jej zabrakło, czy mogłabym tak po prostu pozbyć się tego wszystkiego? A ty? Czy pozbawiłbyś się iluzji obecności tych, na których Ci zależy?

Właśnie przed takim zadaniem stanął autor „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” – intymnego zbioru zapisków, prywatnych wspomnień o matce, po której zostały tylko rzeczy. Bezwartościowe książki i magazyny, stare sprzęty, rzeczy nikomu niepotrzebne, rzeczy stanowiące jej tożsamość, materializujące rodzinne smutki, nadzieje i marzenia. Marcin Wicha kreśli przed czytelnikiem pozbawiony idealizowania i sentymentu portret kobiety silnej, pewnej siebie i odważnej, a czasami też okrutnej. Nie jest to bowiem dziennik pogrążonego w żałobie syna, lecz osoby pogodzonej ze śmiercią, próbującej zrozumieć, analizującej przeszłość z humorem, dystansem, ale i dozą czułości. Niepretensjonalny, lekki, acz niepozbawiony błyskotliwych dygresji, a nawet skłonności do sentencji styl w połączeniu ze szczerością wypowiedzi i uniwersalną wymową książki zdobył uznanie ekspertów i czytelników, czego wyrazem są prestiżowe nagrody literackie – Nike, a także przyznawana w Radomiu Nagroda im. Witolda Gombrowicza.

W kilkunastu krótkich rozdziałach Marcin Wicha dzieli się fragmentem życia, ocala matkę przed zapomnieniem i buduje rodzinny pomnik trwalszy niż ze spiżu. Pisząc o tym, co prędzej czy później spotyka każdego z nas, obnaża lęk przed stratą i przed zapomnieniem. Wskazuje na to, czego nie da się wyrzucić – na wspomnienia, ale przede wszystkim pisze książkę, która porusza.

 

Natalia Gębka, kl. 3H

 

Źródło zdjęcia:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4385143/rzeczy-ktorych-nie-wyrzucilem