Kiedy 1 listopada już dawno zostawiliście za plecami, ale w mieście znów robią się olbrzymie korki, świat za oknem powoli zaczyna przypominać dziewiąty krąg piekła, wychodząc na klatkę schodową, czujecie nachalnie wdzierający się do nozdrzy zapach mandarynek, a w telewizji wesoły grubas w czerwonej czapce namawia was do wzięcia kredytu, to wiadomo, że rozpoczął się już magiczny czas oczekiwania na przesilenie zim… Święta Bożego Narodzenia.

25 grudnia został ustanowiony świętem narodzin biblijnego Jezusa, zastępując w starożytnym Rzymie dzień urodzin Mitry – irańskiego boga wojny, a w państwie Mieszka I - święto zimowego przesilenia. Z czasem do polskiej tradycji zaczęły przenikać zwyczaje zaczerpnięte z innych krajów (np. pochodzący z Niemiec zwyczaj ozdabiania iglastych drzewek), a w wyniku ciągle trwającej globalizacji Święta zupełnie zmieniły swoją dotychczasową formę.

Obecnie, zatracając swój pierwotny, religijny charakter, stały się ogólnoświatowym, kapitalistycznym manifestem wiernych kultowi konsumpcji. Nawet w Polsce, w której większość społeczeństwa deklaruje się jako katolicy, daje o sobie znać świąteczny szał niemający wiele wspólnego z tradycją. Reklamami wynoszącymi „mieć” ponad „być”, w których „magia świąt” jawi się jako satysfakcja z zakupu dużej ilości prezentów dla rodziny i przyjaciół, jesteśmy bombardowani już od listopada, a przechadzając się po galerii handlowej, można odnieść wrażenie, że trafiło się w sam środek bitwy pod Lenino. Rodzinne kłótnie o kolor i kształt znicza to tylko namiastka, marny trening przed tym, co przychodzi pod koniec roku. Bo przecież obecnie chodzi głównie o spotkania z rodziną (również z tą, z którą widzicie się tylko raz do roku i nawet nie pamiętacie, kim dokładnie są). Pominę tutaj historie o wymuszonych uśmiechach i standardowym zestawie pytań przy wigilijnym stole – nie zawsze jest tak tragicznie. Święta można spędzić w przyjemnej atmosferze i z pełnym żołądkiem, odcinając się od sakralnego charakteru wydarzenia, co z chęcią robią zwłaszcza ci, którzy nie mają religijnych powodów do celebrowania, a pcha ich do tego jedynie społeczny przymus.

Dla każdego to wydarzenie jest czymś trochę innym i każdy z was ma prawo te trzy dni spędzić wedle własnego uznania (przynajmniej w teorii), jednak mimo wszystko nie da się oprzeć wrażeniu, że jest to coś aż nazbyt płytkiego, te całe Święta. Czy cieszymy się jeszcze z dawania, czy jesteśmy nastawieni tylko na to, by otrzymać jak najwięcej? Czy tradycja, którą tak bardzo Polacy lubią się szczycić, jest jeszcze świadomie kultywowana, czy są to raczej działania wynikające z przyzwyczajenia? Dlaczego ten czas nie cieszy nas już tak, jak dawniej? Przyczynami mogą być przeróżne czynniki, zaczynając od powszechnej liberalizacji społeczeństwa i umniejszającej się systematycznie wagi tradycji, na ludzkim egoizmie i chęci zysku kończąc. O ile to pierwsze uznałbym za pozytyw, o tyle w tym przypadku Święta są pretekstem do pokazania się uwolnienia tej bardziej altruistycznej strony swojej osobowości, którą zazwyczaj trzymacie krótko. Oddając pieniądze na wszelkiego rodzaju fundacje lub po prostu epatując światłem pozytywnej energii wśród grudniowych ciemności, możecie sprawić, że dla kogoś perspektywa nadciągającego Nowego Roku stanie się bardziej znośna.

Do 25 zostało jeszcze trochę czasu, który warto wykorzystać na przemyślenie własnych wartości i stosunku do świata oraz zrzucenia jarzma narzucanych przez innych form. Pamiętajmy, byśmy sami trzymali nasze poglądy na wodzy podczas Świąt, a także przez cały rok. Wesołego przesilenia zimowego!

 

Bartek Bąk, kl. 3C