Krztusząc się otaczającym mnie szrotem, przez który podążam,
W ciemnych blaskach słońca,
Przy krwi zimnej, myśląc o tym, co się żarzy na horyzoncie, podczas gdy zmierzcha,
Otulony świadomością zimna i ciepła jakie czuć zewsząd,
Trwam, doznając spełnienia.

Choć lękam się zamierzchłych, mrocznych czasów,
Staję do walki natchniony argumentami
I strzegę własnej godności,
I to, co było, nie jest już ważne,
Bo walczę o „teraz”.

I kiedy nadciąga znany mi mrok
Bądź niegodziwe człowiecze słowo,
Zrzuciwszy wszystko w otchłań zapomnienia,
Przestaję nim żyć, bo wystarczy mi samoudręki i bólu
I znowu podążam drogą do szczęścia, którą odkryłem sam.

Mimo że każdy na mnie wzrok swój kieruje i często upadam
I mimo iż uzdolnienia nie posiadam, to nauczyłem się je tworzyć,
Zawsze wypełniam zlecone, nawet przez siebie, słuszne zadania,
Gdyż rezygnacja przy posiadaniu potencjalnego klucza jest hańbą,
Kiedy każdy dąży do eudajmonii.

 

Jaromir Łysakowski, kl. 1A