Od jakiegoś czasu filmowe uniwersum MCU nie cieszy się takim powodzeniem, jak jeszcze parę lat temu. Produkcje takie jak „Eternals” czy czwarta część Thora spotkały się raczej z negatywnym odzewem wśród fanów marvelowskich filmów. Jednakże po obejrzeniu nowej „Czarnej Pantery” można śmiało stwierdzić, że Marvel wychodzi na prostą.

Po marnym zakończeniu serialu „She-hulk”, jakiś miesiąc temu, nie miałem zbyt wysokich oczekiwań co do nowej produkcji MCU. Wiedząc jak bardzo dobra była pierwsza część, absolutnie nie spodziewałem się, iż jej kontynuacja będzie na co najmniej takim samym poziomie. Nie uprzedzajmy jednak faktów. „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” miała swoją premierę w dniu jakże ważnym dla Polaków, czyli 11 listopada, oczywiście bieżącego roku. Reżyserem filmu jest Ryan Coogler, który stworzył również pierwszą część, 3-krotnie nagrodzoną Oscarami.

Główne role w filmie zagrali: Letitia Wright (Shuri), Lupita Nyong’o (Nakia), Danai Gurira (Okoye), Winston Duke (M’Baku), Angela Basset (Ramonda) i Tenoch Huerta (Namor). Utworem przewodnim jest „Lift me up” Rihanny, co jest ciekawe, gdyż artystka od 6 lat nie wykazywała zbytniej aktywności w branży muzycznej. Głównym problemem podczas kręcenia filmu była śmierć Chadwicka Bosemana, który w poprzednich filmach grał tytułową rolę. Film zresztą na początku zawiera krótki montaż poświęcony zmarłemu aktorowi. Choć Bosemana nie ma już z nami, to w filmie pojawia się nowa czarna pantera. Czy jej wybór był przewidywalny? Tak. Czy był słuszny? Jak najbardziej. Antagonistą w filmie jest Namor, zwany również Kukulkanem, co zaczerpnięto z kultury Majów, w której jest on stworzycielem świata i krzewicielem cywilizacji. Namor to złoczyńca, którego głównymi motywami są trauma związana z młodością oraz pragnienie ochrony swego ludu. Znając jego historię, trudno nam osądzać go jako człowieka złego, bardziej jako skrzywdzonego, straumatyzowanego. Film dobrze rozwinął wątek siostry zmarłego króla T’challi, czyli Shuri. Dawniej dziewczynka będąca głównie ekspertem od technologii, stała się mądrą i roztropną przedstawicielką władzy w Wakandzie. Jej dojrzałość przejawia się w każdym aspekcie tego filmu, a zwłaszcza podczas finałowej walki. Pojawiają się też nowe postacie, np. młoda i utalentowana wynalazczyni Riri Williams. Mamy również interesującą scenę po napisach końcowych, która wprowadza nową postać mającą predyspozycje do „namieszania” w całym uniwersum.

„Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” to film o sporym pokładzie emocjonalnym, momentami jest wręcz wzruszający. Pokazuje dojrzałość MCU, które zamiast wyprodukować kolejny zwyczajny film akcji, dało nam poruszającą historię opowiadającą o stracie, żałobie oraz o tym, czy zemsta faktycznie jest najlepszym wyjściem. Film ten jest jednym z najlepszych filmów Marvela od dawna i pozostaje liczyć na to, że kolejne nie zejdą poniżej jego poziomu.

Mateusz Głogowski, kl. 2C

Źródło zdjęcia:

https://fwcdn.pl/fpo/79/29/837929/8038537.6.jpg