Odkąd Henry Ford zmotoryzował świat swoim modelem T, samochód towarzyszy człowiekowi prawie całe życie. Od rodzinnych SUV-ów, przez popularne samochody dostawcze, aż po wybitnie sportowe super auta – to wszystko utożsamiamy ze współczesną motoryzacją. Jednak czy przypadkowo ponad 100 lat temu nie otworzyliśmy drzwi wielkiej katastrofie ekologicznej, która może czekać nas w najbliższym czasie? Czy rozwój technologii jest w stanie zapobiec prawdopodobnej tragedii?

Przede wszystkim należy przyjrzeć się, jak motoryzacja działała kiedyś i jak działa teraz, by wiedzieć, jak należy postąpić w przyszłości. W przeszłości przez długi czas mieliśmy do dyspozycji trzy rodzaje silników: diesla, LPG i benzynę. LPG, choć najtańsze w eksploatacji, bardzo szkodzi układowi napędowemu, dlatego jest zdecydowanie rzadziej wybierane niż benzyna czy diesel. Ludzie woleli diesla ze względu na niższą cenę paliwa. Jednak brak szczegółowych norm emisji spalin sprawił, że ówczesne samochody osobowe z silnikiem diesla potrafiły wyprodukować 3 razy więcej zanieczyszczeń niż obecne silniki tego typu. Od lat 90–tych UE zaczęła zdecydowanie surowiej podchodzić do problemu związanego z emisją spalin. Obecnie, jeśli chodzi o normy narzucane przez Unię, można powiedzieć, że ustawa goni ustawę. Nowoczesne normy są bardzo rygorystyczne. Pomimo iż silniki diesla wyraźnie uległy zmianie, to nadal produkują więcej zanieczyszczeń niż benzyna. Chociaż więcej w kontekście ilości to niezbyt trafne określenie. Chodzi o to, że diesel produkuje wyraźnie bardziej toksyczne spaliny. Należy też dodać, że silniki benzynowe są bardziej żywotne od tych na zwykłą ropę. Ponadto, reputacja diesli została w 2015 roku mocno nadszarpnięta ze względu na aferę związaną z zaniżaniem wyników emisji spalin w oficjalnych raportach przez Volkswagena. Potem okazało się, że w ten proceder zamieszane były także inne koncerny takie jak Skoda czy sam Mercedes.

Pomimo narzucanych przez Unię norm, problem z zanieczyszczeniem powietrza przez spaliny nadal występuje i to nie tylko w Europie. W niektórych krajach rząd chce całkowicie usunąć samochody z silnikiem diesla z miejskich dróg. Przyjrzyjmy się natomiast, jak koncerny radzą sobie z coraz bardziej rygorystycznymi normami emisji CO2 i groźbą całkowitego usunięcia silników diesla z dróg publicznych.

Obecnie coraz więcej marek stawia na samochody z napędem hybrydowym. Istnieje kilka typów hybryd. Niektóre pracują sekwencyjnie, inne na zmianę z silnikiem benzynowym, a jeszcze inne (tzw. miękkie hybrydy) zastępują rozrusznik i jedynie odciążają główną jednostkę napędową, by osiągnąć mniejsze spalanie. Bezkonkurencyjnym liderem w technologii hybrydowej jest na tę chwilę bez wątpienia Toyota. Japońska marka już od jakiegoś czasu nie wypuszcza modeli z silnikiem diesla, a każdy następny samochód tego koncernu jest dostępny w odmianie hybrydowej. Co bardzo ważne, Toyota oferuje hybrydy w każdym segmencie. To znaczy, mamy do dyspozycji mniejsze samochody wyłącznie do celów miejskich (takie jak yaris) czy też bardziej rozbudowane wersje toyoty auris w nadwoziu kombi. Ponadto, w ofercie mamy dostępne również auta duże i rodzinne, takie jak nowy RAV4, który dzięki wspomnianemu wcześniej napędowi spala zaledwie 4.5 litra na 100 km, co jak na SUV-a mierzącego ponad 4.5 metra długości i ważącego prawie 2 tony jest rewelacyjnym wynikiem.

Kolejnym krokiem w walce z zanieczyszczeniem powietrza jest wprowadzenie na rynek samochodów w pełni elektrycznych. W kategorii aut z tym napędem liderem jest obecnie bez wątpienia Tesla - amerykański producent, którego nazwa jest hołdem dla Nicoli Tesli. Tesla ma w swojej ofercie zarówno samochody typowo rodzinne, jak i przystosowane do jazdy w mieście. Mimo to, marka nie jest zbyt popularna w Europie. Główną tego przyczyną jest standard produkcyjny i wykończeniowy w stosunku do ceny auta. Przykładowo za najuboższą wersję Tesli model S musimy zapłacić 353 tys. złotych. Podczas gdy na starym kontynencie za ok. 200 tys. złotych możemy dostać Mercedesa CLA 45 AMG ze wszystkimi dodatkami i (jak przystało na Mercedesa) ze znacznie lepszym wykończeniem wnętrza. W obecnych realiach coraz więcej marek postanawia wprowadzić na rynek samochody z napędem elektrycznym. Volkswagen już w 2018 roku zapowiedział wypuszczenie nowej linii pojazdów zasilanych prądem. Nowa linia spod znaku ID będzie oferować prawie wszystkie najważniejsze, poprzednie modele tej marki w odświeżonej wersji i z nowym napędem. Niedawno na rynek wszedł także pierwszy w pełni elektryczny model Audi nazwany E-Tron. Samochód ten potrafi przejechać na jednym ładowaniu ok. 350 km. Warto dodać, że samo auto waży 2,5 tony i mimo że pod względem osiągów jest gorsze od Tesli, ma bardziej praktyczny wymiar niż amerykański odpowiednik. Za to europejskim odpowiednikiem E–Trona jest Mercedes EQC. Chociaż odpowiednik to chyba nieodpowiednie określenie. Mercedes jest mniejszy, przez co ma większy zasięg. Jednak z drugiej strony eqc waży zaledwie 100 kg mniej od teoretycznie bardziej postawnego mercedesa. Branża pojazdów elektrycznych to jednak nie tylko auta typowo rodzinne, o czym doskonale wie firma Porsche. Producent ze Stuttgartu zaprezentował ostatnio model Taycan, który ma być najszybszym (pod względem przyspieszenia do 100 km/h) obecnie produkowanym elektrykiem. Wspomniany wczesnej sprint ma zająć temu autu 2,6 sekundy. To wszystko za sprawą napędu o mocy 761 koni mechanicznych i 1050 nm momentu obrotowego.

W pewnym sensie można powiedzieć, że to motoryzacja kształtuje współczesny świat. To, czym jeździmy, wpływa na środowisko i innych ludzi. Perspektywa wycofania diesla i przejścia w większym stopniu na silniki elektryczne i hybrydowe wydaje się dobrym rozwiązaniem. Jednak wycofanie silników na zwykłą ropę nie jest wcale takie proste. Mimo wszystko, jestem pewien, że warto podjąć wszelkie próby, by ostatecznie poprawić stan środowiska dla lepszego, zdrowszego i dłuższego życia własnego, ale i wszystkich przyszłych pokoleń.

 

Bartłomiej Rydzewski, kl. 1AG