W społeczeństwie przez wszystkie lata istnienia ludzkości utworzył się bardzo ładny zwyczaj pomagania innym. Wielu ludzi dumnie mówi, że to taki odruch, że zawsze pomogą, cokolwiek by się nie działo. Przechodzą przez specjalne kursy ratownicze, uczą się udzielania pierwszej pomocy na lekcjach edukacji dla bezpieczeństwa. Wszyscy są idealnie przygotowani do niesienia pomocy poszkodowanym, ochoczo opowiadają, co oni zrobiliby w danej sytuacji, jak by się zachowali, o czym na pewno by nie zapomnieli. A potem przychodzi rzeczywistość.

Październik, środek miasta, południe. Mnóstwo ludzi na ulicach, każdy zamyślony, zajęty własnymi sprawami. Kolejne osoby mijają mężczyznę skulonego na schodach jakiegoś sklepu. Rusza się, ma drgawki, które przypominają jakiś tik nerwowy. Wygląda na około 40 lat, jest ubrany ciepło, nie wygląda na zaniedbanego człowieka, tylko odrobinę zmęczonego. Kilkoro z mijających chce się zatrzymać, ale zaraz potem porzuca tę myśl. „Pewnie to jakiś pijak”, myślą. „Poza tym, niedługo się spóźnię na autobus.” Kolejne osoby odchodzą od poszkodowanego. Mijają kolejne minuty, a drgawki mężczyzny zaczynają ustawać. Po godzinie wygląda zupełnie, jakby spał. Kilka godzin później znajduje go straż miejska i zapada jednogłośny wyrok – mężczyzna nie żyje. Czy zmarł z wyziębienia, czy to zawał, czy zabrakło mu leków na rzadką chorobę? Przyczyny dopiero zostaną ustalone. Ten człowiek właśnie stracił życie przez ludzką ignorancję, podczas gdy ludzie go mijający żyją dalej własnym życiem.

Zastanówmy się, co by się stało, gdyby każdy człowiek, który ominie jakiegoś poszkodowanego, dostawał wiadomość o jego śmierci. „Miałem 42 lata, dwójkę dzieci, wspaniałą żonę oraz padaczkę. Atak choroby spowodował, że nie mogłem się pozbierać i leżałem na ziemi wiele godzin. Zmarłem z wyziębienia. Mogłeś mi pomóc. Minąłeś mnie.”

Czy dopiero taka informacja otworzyłaby oczy ludziom? Wystarczy tylko wyciągnąć telefon, wybrać 999, żeby nie tracić czasu na przekierowywanie z numeru 112. Wystarczy tylko powiedzieć, gdzie i kto. Nikt nie musi do nikogo podchodzić. Nikt nie musi nikogo dotykać. Wystarczy jeden, jedyny telefon, żeby uratować komuś życie.

Niestety, czasem potrzeba czegoś więcej, niż zwykły telefon. Już ponad czterominutowa przerwa w dostarczaniu do mózgu płynącego wraz z krwią tlenu może spowodować nieodwracalne zmiany w jego strukturze. Nawet jeżeli czujecie obrzydzenie bądź strach na myśl o wykonywaniu wdechów w płuca poszkodowanego, pamiętajcie o istnieniu masek twarzowych, które zapobiegają przedostawaniu się bakterii do waszego organizmu. Ratowanie nie jest trudne. Przy zachowaniu trzeźwości umysłu utrzymacie kogoś przy życiu, a ten ktoś będzie wam wdzięczny do końca swoich dni. Pamiętajmy jednak o tym, że najważniejsze jest bezpieczeństwo ratującego. Ratownik nigdy nie może stać się ratowanym, dlatego jeżeli zobaczycie poszkodowanego na drodze, nie biegnijcie na pomoc. Rozejrzyjcie się i dopiero przystąpcie do akcji.

Ludzie boją się pomagać, ponieważ boją się konsekwencji. Że coś źle zrobią, że tylko pogorszą stan, że będą pociągnięci do odpowiedzialności przez organy władzy. Przez to wolą chować się w cieniu, pozostać gdzieś na uboczu, bo przecież pomoże ktoś inny. Powinniśmy być świadomi, że nikt nie zrobi tego za nas. Jeżeli trzystu ludzi pomyśli, że oni nie muszą tego robić, liczba poszkodowanych będzie rosła. Społeczeństwo powinno zapamiętać, że należy pomagać, bo to ludzkie, a nie dlatego, że to modne.

 

Izabella Sobczak, kl. 1C

 

Źródło zdjęcia:

http://www.e-kosciuszko.pl/archiwum/index.php?limitstart=15