Gdy po raz kolejny przeglądam program telewizyjny, coraz bardziej dziwi mnie uboga oferta programowa. Nie mam na myśli stacji typowo komercyjnych, które z samej nazwy są nastawione na zysk, lecz telewizję publiczną stanowiącą własność skarbu państwa. Ustawowo zobowiązana jest do szerzenia tzw. misji programowej.

Trzeba przyznać, że poziom polskich programów, zwłaszcza reality show, w odróżnieniu od niektórych amerykańskich jeszcze nie sięgnął dna. Od kilku lat w ramówce pojawiają się paradokumenty typu ,,Trudne sprawy”, charakteryzujące się nieskomplikowaną akcją, kiepskimi dialogami, w których dominują bluźnierstwa i krzyki oraz wyjątkowo amatorską grą aktorską. Dlaczego osiągnęły ogromną popularność? Między innymi dlatego, że ,,wciągają” widza i leczą kompleksy. Oglądając zdrady, choroby i głupotę bohaterów, cieszymy się, że nas to nie dotyczy. Z ręką na sercu przyznaję, że sama niejednokrotnie oglądałam podobne programy, chociaż zdaję sobie sprawę z ich marnej jakości, absolutnie nie zamierzam nikogo moralizować.

Telewizja publiczna znajduje się w niekomfortowej sytuacji finansowej, być może spowodowanej m.in. niewielkimi przychodami z abonamentu. W TVP1 zazwyczaj powtarzane są te same filmy, np. normą jest wyświetlanie w każde wakacje serii o Jamesie Bondzie, brakuje zaś mniej znanych, ale równie ciekawych produkcji. Tej jesieni na małym ekranie pojawił się program "Rolnik szuka żony" emitowany w niedzielne wieczory (szczyt oglądalności). Według danych oglądało go średnio 4 miliony widzów. Trochę zaskakuje fakt, że telewizja publiczna zdecydowała się naśladować pozostałe stacje, emitując program, w którym prywatność została obnażona, a miłość stała się ,,towarem”. Co skłania ludzi do udziału w paradokumentach? Chęć sławy, przeżycia przygody, pazerność (pomijając problemy finansowe)? Według mnie, uczestnik powinien być świadomy, że obnażając swą prywatność na ekranie, poniekąd "depcze" swoją godność. W głównym wydaniu "Wiadomości" w TVP1 26 listopada tego roku pojawił się reportaż o "Rolniku...". Doskonale rozumiem, że to rodzaj autopromocji, ale na widok szanowanej dziennikarki, która z poważną miną opowiada o ogromnych walorach tego programu, ciężko powstrzymać pobłażliwy uśmiech. "Wiadomości" od pewnego czasu także obniżyły swoje standardy. Reportaże działają według schematu: ważne wydarzenie tygodnia (temat powtarzany przez kilka dni), kłótnie polityków, poruszająca historia człowieka radzącego sobie z wyniszczającą chorobą, czasami okraszone tanią sensacją i wręcz obowiązkowym dodatkiem o pijanych kierowcach na drodze. Owszem, to wszystko jest ważne, ale stanowczo brakuje reportaży urozmaiconych, z obiektywnym komentarzem zarówno z kraju, jak i ze świata. Pozytywem są m.in. profesjonalne relacje pani Arlety Bojke z wydarzeń na Ukrainie lub reportaże pana Federa, który błyskotliwie, z przymrużeniem oka komentuje otaczającą nas rzeczywistość.

Podkreślam, że nie krytykuję wszystkiego, TVP oferuje nam wiele wartościowych filmów, seriali i programów (np. "Jeden z dziesięciu", "Czas honoru", "Sprawa dla reportera", "Dzwony wojny" itd.). Martwi mnie jedynie, że ciekawe dokumenty, np. o profesorze Relidze są emitowane po godzinie 22 w dni powszednie, a kiepskie programy w szczycie oglądalności.

 

Jagoda Sobolewska, kl. 1C

 

Źródło zdjęcia:

http://niezalezna.pl/tagi/telewizja-publiczna