"Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie,
W nicość przepada - powieścią idioty.
Głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą."
(W. Szekspir „Makbet”)

Warszawa ul. Mickiewicza 12. Dziewiąty listopada. Godzina osiemnasta trzydzieści siedem. W miejscowym klubie szachowym rozpoczyna się XVII edycja Turnieju Szachowego.

Wszystkie pionki na swoich pozycjach. Dama uwodzicielsko mruga do dumnego króla. Sznaucery, gotowe do ataku, na razie zablokowane. Zazdroszczą konikom. Te mogą przeskoczyć słaby, niemrawy, bezużyteczny pierwszy rząd. Wieża, dumna kobieta w sędziwym wieku, ruga niecierpliwe sznaucery karcącym spojrzeniem.

Każdy z pionków ma określone możliwości, wszystkie jeden cel - wygrać. Prawdę mówiąc, idzie im całkiem nieźle. Niestety, z biegiem kolejnych ruchów gra staje się nużąca. Leniwie odliczam sekundy do końca. Tik-tak tik- tak tik- tak…

Uwolniono sznaucery, te jak strzały pędzą do ataku. Konie galopem na przeciwnika. Wieże zaciekle bronią linii obrony, dama zaś nonszalancko przechadza się po królewskich komnatach swojej strony szachownicy. Gra trwa.

Rozgrywka nie jest łatwa. Są jednak zasady, które ją ułatwiają. Taki sznaucer, załóżmy, jest tuż przy koniku rywala, bezpieczny. Stoi niewzruszony, pewny i twardy. A ile wyzwisk leci w jego stronę, ile szturchnięć, morderczych spojrzeń… Ten nic. Dalej niewzruszony, pewny i twardy. Czeka na swój ruch.

Pytani przeze mnie mówią, że to dzięki zbroi jest pewny. Ponoć każdy gracz posiada własną. Ma ją pod ubraniem, by nie ulec presji ani zaczepkom rywali. Mówią, że to niezawodna ochrona. Zawodnicy przegrywają tylko z jednego powodu. Czasem przychodzi mgła.

Czytaliście „Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya? Jeżeli tak, łatwiej będzie Wam zrozumieć, jaką mgłę mam na myśli. Jest zawodową kusicielką. Uwodzi bielą, hipnotyzuje ciężką wonią, oślepia. Skąd mgła w rozgrywce szachistów?

Pionki czują się bardzo bezpiecznie skryci w swoich zbrojach. Ich ruchy są wyuczone, myśli obojętne. Pewni każdego kroku - grają, coraz bardziej nieobecni. Po którymś ruchu w końcu wpadają w mgłę. Są wtedy jak zbłąkani rycerze, ich dalsza gra jest pozorem. Dzielą los z Indianinem, opowiadaczem z książki Kena Keseya, z ludźmi z jaskini Platona, ze ślepcami – więźniami marności.

Pionki myślą, że tamten świat bez mgły wcale nie istniał. Uznają wspomnienia snem, zaś sen we mgle wspomnieniami. Z każdym ruchem radzą sobie coraz lepiej. Przystosowali się. Teraz chcą tylko odnaleźć rytm. Tik- tak tik-tak… Mgła jednak zakryła czas.

"Istota nasza równa snów tworzywu
A krótki żywot nasz snem okolony."
(W. Szekspir)

Nie słyszą drwin, nie czują bólu, nie przeżywają troski ani tęsknoty. Utrapienie czy dobrodziejstwo?

Niektóre pionki, tak jak Indianin, pragną wyrwać się spod działania mgły. Zmysły ich są jednak uśpione. Mgła uwiodła wszystkich graczy, nikt nie potrafi oprzeć się jej pocałunkom. Jej delikatne podmuchy, czuły dotyk, oślepiające piękno bieli. Ci, którzy próbowali walczyć, poupadali. Sznaucer stracił powagę, teraz płacze owinięty drwinami damy. Wieża dalej walczy. Bardzo pragnie uciec. Jednak tuż za nią pędzi jadowity jęzor rywali, dogania starszą kobietę, kobieta mdleje.

Opłakany widok. Walczący rozebrani z tarczy. Przegrani, wykpieni, nadzy.

Kiedy gościłam w jednej z paryskich restauracji, również widziałam nagie pionki. Bezbronne, parujące na talerzu. Ogołocone z muszli spoglądały lękliwie na swoich pożeraczy. Bezsilne wobec kolejnych ruchów francuskich żabojadów. Chciałyby ukryć delikatne ciałka wewnątrz muszli. Znów móc zasnąć. Być niewzruszonym, pewnym i twardym ślimakiem. Teraz są tylko daniem.

Na szachownicy istny chaos. Przez bunt nieposłusznych mgle pionków kolejne zrzucają zbroje. Każdy nowy buntownik, po chwili chwały, upada. Jedynie król wciąż posiada swą dumę.

Na pytanie, dlaczego bunt wywołał chaos, odpowiada mi wieloletni szachista, Grzegorz Białaszek.

"W drewnianych żyłach tych pionków zapisana jest gra. To wymóg! Wymóg ich pionkowego człowieczeństwa. Każdy gra. Tak zostanie. Nic i nikt tego nie zmieni, bo jeśli ktoś odważy się zmienić, gra utraci swój byt."

Zauważyłam, że pionki pozostałe we mgle grają dalej bardzo dobrze. Zahipnotyzowani, jakby bez świadomości ich gry. One tworzą swój własny byt. Odmienny i straszny. Nowy byt. Zrodzony z wulgarnie kusicielskiej mgły. Pytani kręcą głowami na ten widok, powtarzają, że tamci wkrótce też upadną.

Pytam więc, co zrobić, by wygrać? Przecież wygląda na to, że mamy do czynienia z życiową partią szachów. Mamy pozwolić na przegraną? Uspokaja kolega pana Grzegorza, pan Wiesław Kowalski, król Turnieju Szachowego z 1996 i 1997 roku.

"Zwycięstwo jest możliwe. Wystarczy grać świadomie, mieć jasny umysł. Jeśli wykonujesz ruchy, mając w głowie plan na trzy kolejne. Jeżeli obserwujesz rywala tak sumiennie, że potrafisz przewidzieć jego odpowiedzi. Jeśli grasz całym sercem, rozumem i sprytem, zwycięstwo jest możliwe."

Według słów pana Wiesława mgła nie wchodzi w rachubę. Jednak zauważmy, że nawet główny bohater powieści Kena Keseya w końcu zaczyna ulegać zmysłowości mgły. To ona staje się panią jego czynów. Ten sam motyw gości w „Balladynie” Juliusza Słowackiego, kiedy bohaterka, uwięziona w okrutne następstwa rządzy władzy i bogactwa, dopuszcza się kolejnych nieprawości.

A co robi główny bohater XVII edycji Turniej Szachowego? Jako jedyny nie uległ mgle. Zachował swą dumę do końca.

Król zrzeka się korony, dobrowolnie też zdejmuje zbroję. Jest teraz jednym ze ślimaków - nagi. Podany na talerzu wygłodniałym ofiarom mgły. Co nastąpi? Czy pionki nie odczują żądzy władzy, jaką poznali bohaterowie „Makbeta” w sztuce Williama Szekspira? Czy zamiast tego pokornie podniosą królewski symbol chwały, zdejmą swoje zbroje i wszystko razem wyrzucą na zawsze. Czy tak się stanie, by potem mogły równie bezbronne dołączyć do swego króla… Czy taki obrót sprawy w ogóle jest możliwy?

Kto wie? Może stanie się coś, czego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Może król nie potrzebuje tarczy, by być królem. Może jego duma zakorzeniona jest gdzieś poza zbroją. Jak wymóg gry, tak wymóg zaskakujących posunięć, sprytnych ruchów, figlarnych min po straceniu jednego z pionkowego oddziału. Zawiłych kombinacji i błysk w oku podczas świetnej passy jest wpisany głębiej, niż może sięgnąć mgła. Może zbroja tylko ograniczała jego nieokiełznany, rozszalały, żywiołowy instynkt zwycięzcy. By stać niewzruszonym, pewnym i twardym. By móc dumnie obserwować wojujący oddział. Do końca grał bez zbroi, wciąż on - król.

Obronił swój tytuł, odzyskał koronę. Słowa pana Wiesława spełniły się w ruchach młodego króla XVII edycji Turnieju Szachowego. Podsumowując dzisiejsze wydarzenie. Masa poległych i tylko jeden zwycięzca. Jednak sama gra nie jest zła. Ważne, by nie zapomnieć, że gramy.

 

Dorota Łabędzka, kl. 1C

 

Źródło zdjęcia:

http://sp120lodz.pl/?cat=3&paged=9