Anna Przybylska i Mateusz Maga. Dwie, zupełnie różne postacie. A jednak jest coś, co je łączy. Zachowanie Polaków, a w szczególności Internautów wobec tych właśnie osób. W ciągu ostatnich tygodni mogliśmy poznać dwie twarze polskich Internautów. Dwie odmienne twarze. Tę pseudopozytywną i tę całkowicie negatywną. Nieco sztuczną, a chwilami wręcz odpychającą, i prawdziwą.

6 października podano informację o śmierci Anny Przybylskiej, której nie udało się pokonać raka. Odejście osoby popularnej zawsze budzi ogromne emocje i prowokuje setki postów na Facebooku, na Twitterze i innych portalach. Ludzie piszą o tym, jak źle jest im z tą wiadomością, jak bardzo ich ona zszokowała i jak bardzo uwielbiali daną osobę. To zjawisko jest naturalnym elementem śmierci kogoś znanego, mieliśmy z nim do czynienia w przypadku Michaela Jacksona, Amy Winehouse czy Andrzeja Leppera. Za każdym razem scenariusz się powtarza. Nie zamierzam kwestionować szczerości tych zachowań. Nie będę też dowiadywać się, czy ludzie, którzy pisali „Będzie nam brakowało Ani”, obejrzeli chociaż jeden film z jej udziałem. Jakie to ma teraz znaczenie? Nie umarła aktorka. Umarła kobieta, matka, żona. UMARŁ CZŁOWIEK. Jednakże ani Internauci, ani media nie potrafią tego uszanować. Zarówno jedni, jak i drudzy wykorzystali to, by zarobić, bo przecież nic nie sprzedaje się tak dobrze jak śmierć, co każdy z pewnością zauważył. Nikogo nie interesują pozytywne zdarzenia - ludzie pragną tragedii i dramatów. Tym samym na Facebooku ekspresowo zaczęły powstawać strony typu: „Bijemy rekord polubień dla Ani Przybylskiej”. A idioci klikają „lubię to”, niektórzy lajkują nawet kilka takich stron. Ciekawe czy zdają sobie sprawę z tego, że ich lajki będą sprzedane na Allegro? Ktoś powie, że w ten sposób chcą wyrazić swoje współczucie, swój smutek… Naprawdę? W takim razie niech pojadą do Gdyni i zapalą znicz na grobie Ani Przybylskiej. Niech wesprą organizacje walczące z rakiem. Niech sami pamiętają o badaniach kontrolnych. Ale niech nie karmią bezdusznych kretynów, którzy nawet na śmierci chcą zarobić!

>Kroku Internautom dotrzymują media, które wraz z informacją o odejściu Anny Przybylskiej zaczęły masowo publikować artykuły poświęcone jej osobie. Szlachetny gest? Skądże! „Ania i jej najlepsze role”, „Najpiękniejsze zdjęcia aktorki”, „TOP 10 cytatów Anny Przybylskiej” – po co to wszystko? Aby zarobić, ignorując uczucia rodziny, która przeżywa tragedię po utracie bliskiej osoby. Najważniejsze są pieniądze. I wyświetlenia. Cyferki, cyferki. Im więcej, tym lepiej. Można mieć wrażenie, że w XXI wieku śmierci już się nie przeżywa, śmierć się celebruje. Nawet dzień pogrzebu musiał zostać uwieczniony przez tabloidy, które nie cofną się przed niczym, by sprzedaż numeru była jak najwyższa.

Jaki związek z tą całą sprawą ma Mateusz Maga, jeden z uczestników najnowszej edycji programu „Top Model”? Otóż, Internauci, którzy tak bardzo rozpaczali i rozpaczają nadal (oczywiście w sposób sztuczny) nad śmiercią Anny Przybylskiej, życzyli też śmierci młodemu chłopakowi. Czemu? Bo jest inny. Bo wyróżnia się urodą, głosem, sposobem zachowania, charakterem. Odbiega od ogólnie przyjętych standardów. Jest zbyt delikatny. A przecież to wystarczy do tego, by go krytykować, ba, linczować. Abstrahuję od tego, jak wykonywał zadania, będąc w programie, bo nie czuję się na tyle kompetentna, by oceniać go pod aspektem wymagań świata mody. Nie interesuje mnie jego kariera, jego sposób bycia, bo ma prawo być sobą, tym, kim chce. Jednak czy to pozwala komukolwiek nękać go, obrażać, a nawet życzyć mu śmierci? Strona na Facebooku „Mateusz Maga Wypie*dalaj” zgromadziła ponad 60 tysięcy polubień, ale dzięki reakcji innych Internautów udało się ją usunąć.

Sama zgłosiłam stronę jako nieodpowiednią. I wcale nie chodzi o to, czy Mateusz Maga dobrze wygląda na zdjęciach, czy jego głos jest zbyt kobiecy, czy nadaje się na modela. Sens w tym, że jest człowiekiem jak każdy z nas. Zasługuje na szacunek. Czy to tak wiele? Najwyraźniej, ponieważ powstają nowe strony: „Facet czy baba? – Mateusz Maga”. A w komentarzach pod artykułami na temat początkującego modela pojawiają się słowa typu: „pedał”, „pedofil”, „transwestyta”. Ludzie piszą, że go nienawidzą, ale jak mogą to stwierdzić, skoro go nie znają? Niestety, w Internecie można niemalże wszystko. Można obrażać, nękać, oskarżać, krytykować bez jakichkolwiek podstaw. I cieszyć się, gdy nasze komentarze są lajkowane. Znowu cyfry, znowu te przeklęte cyfry, które zasłaniają nam oczy, wysysają z nas człowieczeństwo i szacunek, jaki powinniśmy okazywać drugiemu człowiekowi bez względu na to, jak wygląda. Bo czy komukolwiek Mateusz Maga wyrządził krzywdę? Czy w jakikolwiek sposób przeszkadza nam tym, że żyje? Nie. Ale Internautów to nie obchodzi. Sami decydują o tym, kto zasługuje na tolerancję, sami dokonują selekcji, jakby czuli się lepsi, gdy siedzą w kącie swojego pokoju i na klawiaturze telefonu czy komputera po raz kolejny wystukują „pedał” pod zdjęciem Mateusza i publikują ten komentarz. A ja wystukuję „Kretyni, podludzie” – tylko w przeciwieństwie do nich mam ku temu powody.

Dlaczego łączę te dwie sprawy? Ponieważ stronę „Mateusz Maga Wypie*dalaj” na Facebooku popierali moi znajomi, którzy 6 października na swoich profilach pisali: „Aniu, będziemy za Tobą tęsknić”. Natomiast ja w takich chwilach tęsknię za czasami, gdy Internet nie był główną formą komunikacji międzyludzkiej, kiedy nie było Facebooka (ideę portalu uważam za świetny pomysł, to nie jest wina Zuckerberga, że ludzie wykorzystują serwis do takich celów), kiedy nikt nie dowartościowywał się poprzez obrażanie słabszych, kiedy śmierć przeżywano w samotności, a nie na łamach plotkarskich portali czy tabloidów. Dziś z kolei Internauci żywią się hejtem, żywią się ludzkimi tragediami, żerują na bólu niewinnych osób. I jeszcze są z siebie zadowoleni. Stanisław Lem powiedział: „Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.” Trudno się z nim nie zgodzić, prawda?

 

Daria Prygiel, kl. 3B

 

Źródło zdjęć:

Zdjęcia przesłane przez autorkę tekstu.