Tak naprawdę od zawsze doskonale wiedziałam, co chcę robić w życiu, chociaż nie pamiętam dokładnego momentu, kiedy to wszystko się zaczęło, kiedy nie potrafiłam wyobrazić sobie swojego życia bez pisania. Po prostu - stało się. Zaczęłam pisać i do dziś nie umiem z tym skończyć, co może brzmieć trochę jak wyznanie osoby uzależnionej od narkotyków czy hazardu, ale tak właśnie jest. Od 14 roku życia staram się zajmować tym trochę bardziej poważniej, zdobywam doświadczenie i naprawdę czuję, że to jest to. Lubię to, że jadąc pociągiem, nagle zaczynam notować coś na telefonie, by nie zapomnieć o nowym pomyśle na kolejny tekst.

Lubię czytać o wybitnych postaciach świata mediów i o tym, jak wielki wpływ na społeczeństwo miały niektóre z nich. Lubię chodzić na wywiady, poznawać ciekawe osoby i przepytywać swoich rozmówców. Śmieszą mnie dziennikarskie żarty, których zazwyczaj moi znajomi nie rozumieją. Ale przede wszystkim podoba mi się to, że pisanie pozwala pozostawić jakiś ślad po sobie, gdziekolwiek się znajdę i że umożliwia mi oddziaływanie na inne osoby, a takich sytuacji miałam już mnóstwo. I wierzcie mi lub nie, ale to, że zaczęłam pisać, że w ogóle odważyłam się na to, by dzielić się swoimi przemyśleniami z obcymi ludźmi, że zgłosiłam się do dziennikarskich naborów, że zaczęłam chodzić na wywiady, to najlepsze, co mnie w życiu do tej pory spotkało. Ktoś powie, że cóż to takiego, że czym tu się chwalić (o ile to w ogóle jest chwalenie, bo myślę, że akurat do tego jest mi bardzo daleko), a ja zapytam: co TY robisz, jak się rozwijasz, czy w ogóle robisz cokolwiek w kierunku swojej przyszłości? Czy masz jakikolwiek plan? Bo ja mam. Od dawna.

Wymyśliłam go, gdy byłam jeszcze w gimnazjum i od tamtej pory pozostaje aktualny, chociaż w ostatnich miesiącach wielokrotnie myślałam nad wielkimi zmianami w tej kwestii i miałam wiele wątpliwości co do słuszności mojego wyboru, a wszystko to zostało spowodowane sześcioliterowym wyrazem, który prześladuje większość licealistów. MATURA. I wcale nie chodzi o to, że boję się, że nie zdam egzaminów albo że nie będę zadowolona z wyników, ponieważ uważam, że wszystko zależy ode mnie i jeżeli poświęcę wystarczająco czasu na naukę oraz przygotowania, to dam sobie radę. Nie martwię się też tym, że nie dostanę się na studia. Tak naprawdę w maturalnym szaleństwie najgorsze jest to, że wszyscy ciągle o tym mówią, że już na początku liceum słyszysz o maturze i jej znaczeniu i że właśnie to cię dekoncentruje. Jestem wręcz pewna, że w każdej I, II i III klasie w tym roku na lekcjach organizacyjnych niemalże wszystkich przedmiotów padło słowo "MATURA". A wraz z nim mówi się o przyszłości, o dokonaniu dobrego wyboru, o tym, czy nasz wybór będzie dobry i czy nie popełnimy błędu. Słyszymy: "Musicie się dobrze zastanowić nad sobą, nad tym, czego pragniecie i czy znajdziecie pracę po wybranych przez siebie studiach". I właśnie w ten oto sposób w II klasie liceum przeżywałam niewielki kryzys zawodowy, który oznaczał brak weny twórczej, a także natłok pytań, na które nie chciałam odpowiadać, a które jedynie mnie dołowały i spowodowały, że na chwilę straciłam pewność siebie. Jednak ten sam kryzys okazał się dobrym sprawdzianem dla mnie, ponieważ nie sprawił, że zmieniłam swoje plany, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej chcę je zrealizować. Ale co z tymi, których przerazi perspektywa braku pracy bądź z tymi, którzy zastanawiają się nad swoją przyszłością, lecz wciąż nie potrafią sobie jej wyobrazić?

Nie boję się matury, naprawdę. Boję się (a raczej jestem z tego powodu zła), że musimy decydować o życiu, mając kilkanaście lat, co w wielu przypadkach spowoduje, że budząc się w wieku 40 lat, będziemy mieć świadomość, że zmarnowaliśmy swój czas w pracy, której nienawidzimy, bo swój zawód wybieraliśmy wtedy, gdy nie do końca wiedzieliśmy, czego chcemy bądź wybieraliśmy go za namową osób trzecich. I tego właśnie za wszelką cenę chcę uniknąć. Przeraża mnie to, jak wiele osób nie ma pojęcia, kim pragnie być i co robić. Przeraża mnie to, że ludzie idą np. na prawo czy medycynę, bo to dumnie i ambitnie studiować taki kierunek. Zasmucają mnie historie tych, którzy przejmują rodzinne interesy, chociaż wcale tego nie chcą, ale boją się sprzeciwić rodzicom. Załamuje mnie fakt, że setki tysięcy, a może i miliony osób nie odkryły swoich talentów, bo albo nie mieli ku temu możliwości, albo ktoś dokonał wyboru za nich.

Matura to pestka. Prawdziwą trudnością i wyzwaniem jest jedynie zadecydowanie o tym, jak będzie wyglądała nasza przyszłość i co stanie się po maturze. Bo ciężko jest podejmować decyzję, gdy wszyscy dookoła powtarzają, by iść na takie studia, które zapewnią nam godziwą pensję i życie na odpowiednim poziomie, a dodatkowo narzekają na swoją pracę i na to, że wszędzie liczą się znajomości. Nic zatem dziwnego, że słuchając ich marudzenia, tysiące nastolatków nie ma konkretnego planu i potem dokonuje wyboru, kierując się „złotymi radami” tych, którzy nienawidzą swojej pracy i którzy doprowadzają do tego, że kolejne pokolenia również będą budzić się, żałując swojej decyzji.

Do 30 września należy oddać wstępne deklaracje maturalne. Moja jest już wypełniona. Życzę wszystkim tegorocznym maturzystom, aby również bez problemu zapełnili puste linijki, wybierając przedmioty, które lubią i których potrzebują, by dostać się na wymarzone studia. Bo matura naprawdę nie jest tak przerażająca, gdy wiemy, czego chcemy. Ja wiem, a Ty?
Udanego roku szkolnego i jak najmniej słowa „matura”, a jak najwięcej chęci do działania i satysfakcji z tego, co robicie. :)

 

Daria Prygiel, kl. 3B