Warning: Use of undefined constant JMF_THEMER_MODE - assumed 'JMF_THEMER_MODE' (this will throw an Error in a future version of PHP) in /home/czachowski/public_html/plugins/system/djjquerymonster/djjquerymonster.php on line 210
Czysty przypadek

Z wielkości moich kłopotów zdałam sobie sprawę, jeszcze zanim białe światło zniknęło. Opadłam ciężko na ławkę, dookoła nie było nikogo, więc moje nagłe zjawienie się nie wzbudziło sensacji. Powoli wstałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Klasa, w której jeszcze przed chwilą się znajdowałam, wyglądała zupełnie inaczej. Ławki ustawione w drugą stronę, dziwne sprzęty stojące na stołach i zwisające z sufitu. Nagle drzwi się otworzyły i do sali praktycznie wleciał jakiś mężczyzna.

– A ty co tutaj robisz? – na szczęście nawet na mnie nie spojrzał, był zbyt zajęty szukaniem czegoś między książkami na stoliku w rogu. – Mówiłem: wszyscy na korytarz, trzeba wywietrzyć salę, bo oddychać się nie da.

Bez słowa ruszyłam do drzwi. To, co zobaczyłam przy wyjściu, zaparło mi dech w piersiach. Na długim korytarzu kłębiły się tłumy młodzieży: stojącej, siedzącej, krzyczącej i robiącej milion innych rzeczy.

– Więc to tak wygląda przyszłość. – pomyślałam, zbyt zszokowana na bardziej twórczy komentarz. Ku mojemu zdziwieniu, w tym tłumie dziewczyny mieszały się z chłopakami, w zasadzie było ich co najmniej po tyle samo. Ich ubrania różniły się od tych, które nosiłam ja i moje koleżanki, dodatkowo część z nich siedziała wpatrzona w świecące przedmioty, których my zdecydowanie nie posiadałyśmy. Ogólny gwar uświadomił mi jednak, że dalej jestem w szkole.

– Skup się. – rozkazałam sobie w duchu. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałam stać i przyglądać się wszystkiemu dookoła, musiałam szybko wymyślić plan działania. Na początek powinnam znaleźć spokojniejsze miejsce i tam zastanowić się, co dalej. Szczęście się do mnie uśmiechnęło i przede mną przeszła spora grupa chichoczących osób. Z urywków ich rozmów wywnioskowałam, że idą na zewnątrz. Powoli ruszyłam za nimi. Przeszliśmy korytarzem, potem schodami i doszliśmy do kolejnego korytarza. Nagle zza rogu wpadła na mnie nieznajoma dziewczyna. Poczułam siłę uderzenia i jednocześnie coś zimnego wylewającego się na moją bluzkę.

– O matko, przepraszam! – wykrzyknęła brunetka. – Nie zauważyłam cię. Poczekaj, miałam gdzieś chusteczki, zaraz ci pomogę.

Miałam ochotę wymamrotać, że nic się nie stało i uciec jak najprędzej, ale ona już trzymała małą paczuszkę w wyciągniętej ręce. Wzięłam ją, nie do końca rozumiejąc, co to jest i co powinnam z tym zrobić. Na szczęście dziewczyna mi pomogła i razem próbowałyśmy zebrać płyn z materiału.

– Jeszcze raz przepraszam, mogę ci jakoś pomóc?

– W zasadzie tak. Wiesz, gdzie jest wyjście?

Nieznajoma spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Te drewniane drzwi. Jak to możliwe, że jesteś w tej szkole i nie wiesz, którędy się wchodzi?

– Nie do końca tu chodzę – mruknęłam. – Dziękuję – odpowiedziałam i wyminęłam ją, zmierzając w stronę wskazanych przez nią drzwi.

Na zewnątrz czekała na mnie nowa porcja zaskoczenia. Otoczenie było inne niż w szkole, którą pamiętałam. Wyszłam za bramę. Ulicą, którą kiedyś przemierzałam niemal codziennie, teraz pędziły kolorowe maszyny, trochę przypominające samochody, których w moich czasach na ulicy nie widywało się codziennie.

Nie byłam pewna, ile czasu spędziłam, chodząc i przyglądając się wszystkiemu dookoła. Ostatecznie jednak wróciłam pod szkołę. To było jedyne miejsce, które znałam i to tu było najbezpieczniej pozostać. Przysiadłam na stojącej nieopodal ławce, aby odetchnąć i zebrać fakty. Po pierwsze: było prawie 100 lat później, co wywnioskowałam z plakatów na ulicy o roku 2023. Po drugie: nie umiałam kontrolować swojej mocy na tyle dobrze, by bezpiecznie wrócić do domu. Po trzecie: musiałam tu zostać, dopóki nie wyćwiczę swojej mocy na tyle, aby wrócić lub nie znajdę innego wyjścia. Po czwarte: utknęłam tu sama, bez jedzenia, pieniędzy ani miejsca, w którym mogłabym się ukryć.

Zamknęłam oczy i skupiłam się na miejscu, w którym chciałam się znaleźć. W roku 1932. Przez chwilę czułam nawet znajome światło, lecz sekundę później wszystko się skończyło.

– Dalej tu jesteś?

Odwróciłam się w stronę głosu, który okazał się być dziewczyną poznaną wcześniej.

– Julia – wyciągnęła do mnie rękę.

– Helena – odpowiedziałam.

– Nie chcę być niemiła, po prostu ciekawi mnie to, że nie chodzisz do naszej szkoły, a mimo wszystko spędzasz tu cały dzień – ciągnęła brunetka. – Jak chcesz, to zostawię cię w spokoju, ale chciałabym usłyszeć wyjaśnienia.

– I tak byś mi nie uwierzyła – odpowiedziałam.

– Sprawdź mnie.

Zawahałam się. Czy warto ryzykować i wyznać prawdę o moich podróżach w czasie? Potrzebowałam kogoś, kto pomoże mi tu przetrwać, skoro na razie nie mogłam wrócić. Z drugiej strony nie wiedziałam, jak ona na to zareaguje. W zasadzie ryzyko nie było zbyt duże, mogłaby mnie uznać za kłamcę lub chorą psychicznie.

– Lepiej usiądź, bo to dość niewiarygodna historia – poczekałam aż dziewczyna zajmie miejsce obok mnie i zaczęłam. – Jestem z przeszłości. Wiem, że już to jedno zdanie skreśla mnie jako osobę wiarygodną, ale urodziłam się w roku 1916, a wnioskując po ogłoszeniach wiszących w szkole jest rok 2023.

Zamilkłam, dając Julce czas na przemyślenie moich słów.

– Wow – powiedziała po chwili.

– To nie wszystko. Oczywiście to nie tak, że mam teraz 100 lat. Dzisiaj rano, to znaczy dzisiaj w moim stuleciu, przeniosłam się w czasie i wylądowałam tutaj – z każdą sekundą zdawałam sobie coraz bardziej sprawę z tego, jak głupio i niewiarygodnie brzmi moja historia.

– Wow – odpowiedziała po raz drugi. – Pokręcona historia. To nie tak, że myślę, że kłamiesz, tylko nie mogę w to uwierzyć.

– Spodziewałam się i tego nie oczekuję – odpowiedziałam szybko. – Prawdę mówiąc, też nie uwierzyłabym, gdyby ktoś powiedział mi coś podobnego.

– Racja. Czyli twierdzisz, że jesteś podróżniczką w czasie i utknęłaś akurat tutaj?

– Nie wybrałam tego miejsca, to był czysty przypadek. I tak, utknęłam tutaj i nie mam dokąd pójść, a minie co najmniej kilka dni, nim będę mogła wrócić.

– Czyli potrzebujesz miejsca do przenocowania? – zauważyła.

– Tak. Jakiś pomysł?

– Na pewno nie możesz spać na dworze, noce są zbyt zimne. Nie możesz też spać u mnie, moi rodzice się nie zgodzą.

– Mogłabym po prostu spać w szkole – wtrąciłam.

– To nie takie proste, przecież woźne mogłyby cię zauważyć – ostudziła mój entuzjazm. Nagle jej oczy zabłysły. – Wiem! Mogłabyś schować się w składziku wuefistów. Dzisiaj o 19 jest trening siatkarzy, mogłabyś wykraść kluczyk woźnym. Na pewno nikt tam nie będzie wchodził, a w środku są materace, więc mogłabyś się przespać.

To był okropny plan. Jednocześnie to był jedyny plan.

– I naprawdę chcesz mi pomóc zrobić coś tak bardzo niedozwolonego? – nie mogłam uwierzyć w jej propozycję.

– Przecież ja nic nie będę robić – uniosła ręce, jakby chciała pokazać, że są czyste. – To będzie tylko twoja wina, jeśli wyniknie z tego jakaś afera.

– Zgoda – nie miałam wyjścia. Plan Julii, mimo że szalony, dawał kilka godzin na próbę powrotu. Chciałam zapytać ją, jakie są możliwe konsekwencje, ale wtedy mój żołądek przypomniał mi, że pora obiadowa minęła już dawno. Na szczęście dziewczyna też zdawała sobie z tego sprawę.

– Idziemy coś zjeść? Pewnie nie masz pieniędzy, ale nie martw się, ja stawiam.

Nie pozostało mi nic innego, jak się zgodzić. Ciekawe, co jedzą w przyszłości?

Małgorzata Porzyczka, kl. 3A